Za osadą, na prawo, w las, droga pnie się w górę i po chwili spośród sosnowego zagajnika wyłania się niewysoki kopczyk zwieńczony dość dużą polaną. Pośrodku stoi spory kamień opatrzony datą 1794, to z tego pagórka miał Kościuszko ogłosić swój pamiętny manifest ograniczający poddaństwo chłopów. Wokół, na okolicznych polach zwanych do dziś bataliami, biwakowały wojska.
“TEN POŁANIEC WSZYSTKIM ZNANY”
Tekst: nn
Przekrój, Nr 1694, 25 września 1977 r.
Pytałem wiele osób co wiedzą o Połańcu.
– Ten historyczny Połaniec, gdzie Kościuszko ogłosił swój uniwersał?
– Ano ten.
– Toż to każdy zna to ze szkoły! – dziwili się. Ale nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie leży ów wszystkim znany Połaniec. Może więc warto spojrzeć na mapę. Między Nowym Korczynem a Sandomierzem, nad malowniczą rzeczką Czarną, która kilka kilometrów dalej wpada do Wisły, przycupnął Połaniec.
Wzmianki o grodzie pochodzą już z roku 1191. Był siedzibą kasztelanii, a prawa miejskie uzyskał około połowy XIII wieku. Status miasta stracił jednak po powstaniu styczniowym.
– WYPADKI? – myśli głośno dyrektor budowy elektrowni, inżynier Winnicki. Opowiem panu o wydarzeniu sprzed niewielu dni: operator samochodu – gruszki do przewozu betonu zabetonował całe urządzenie. Po prostu pozostawił wóz z zawartością, cement stężał i finis. I co z tego, że spotka go kara, może nawet prokurator się nim zajmie, a ja tymczasem nie mam czym wozić betonu na budowę. Straty, proszę pana, to nie tylko koszt urządzenia, stargane nerwy, ale przede wszystkim czas, panie, czas!
Dyrektor jest z postury potężny, zwalisty, ma tubalny, nieco zachrypnięty głos. Zna życie z niejednej strony, nie wybucha świętym oburzeniem, lecz patrzy, jak posunąć budowę naprzód. Stoi na czele dwóch tysięcy ludzi, dysponuje niezłym sprzętem, ma dość duże uprawnienia, doświadczenie zdobyte w kraju i za granicą, na budowach Energoprzemu, Przedsiębiorstwa Budowy Elektrowni i Przemysłu, które wznosi elektrownię w Połańcu.
Roboty jest jeszcze wiele, nim pod koniec przyszłego roku ruszy pierwszy blok energetyczny o mocy 200 MW.
Ma to być największa polska elektrownia cieplna opalana węglem kamiennym. Pierwszy etap budowy obejmuje uruchomienie do 1981 r. 8 bloków po 22 MW, a więc łącznie 1600 MW. W przyszłości przewidziano podwojenie tej mocy: bloków energetycznych zapewne mniej, ale za to potężniejsze.
Mgr inż. Janusz Winnicki to człowiek czynu. Łączy w sobie wszystkie cechy dobrego menedżera, jest do tego w wieku, który pozwolił już zdobyć niezbędne doświadczenie, lecz jeszcze nie poczynił uszczerbku w energii i sile witalnej.
Rozglądam się po dyrektorskim gabinecie. Nic z pompatyczności. Z okna widać Wisłę, która po przekopaniu kanału podeszła pod samą budowę. Stąd będzie czerpana woda do schładzania kondensatorów pary.
Dyrektor bierze plastikowy hełm i już po chwili brniemy po kostki w pyle. Wszędzie ten pył. Wciska się każdą szparą, dusi w gardle, zasypuje oczy. Bo akurat spiekota, piękna pogoda. Gdy przyjdą deszcze – robi się grzęzawisko, choć grunt jest utwardzony. Elektrownia wyłoniła się już z fundamentów i szybko pnie się w górę. Nie tylko dwoma kominami, co wystrzelą na 250 metrów, ale także stalowymi konstrukcjami kotłowni i nastawni. Obrasta pomocniczymi budynkami stacji uzdatniania wody, wywrotnicy kolejowej, warsztatów, biurowca, laboratorium, kawiarni, stołówki, sali imprezowej.
– Pokażę to panu na makiecie – mówi dyrektor. Rzuca cyfry i objaśnienia. Czy działają na wyobraźnię? Przyzwyczailiśmy się już w Polsce do wielkich liczb, ale może warto tutaj przytoczyć kilka. A więc koszt pierwszego etapu budowy (1600 MW) – 15 mld zł, w tym robót budowlanych za 5 mld zł.
– To dużo, to wielka budowa – dorzuca dyrektor Winnicki i jeszcze dodaje, że to największa inwestycja energetyczna pięciolatki. Stanie tu 30 tys. ton konstrukcji stalowych, a kubatura głównego budynku elektrowni wyniesie 1 700 000 metrów sześciennych. Wysokość kotłowni równa się 25 piętrom! Dowóz węgla (4 mln ton rocznie) na razie koleją, ale przewidziano transport Wisłą, barkami i w przyszłości ma tu być budowany port. Dla zużytkowania popiołów powstają zakładu betonów komórkowych. Elektrownia zostanie wyposażona w elektrofiltry o sprawności 99% oraz otoczona ochronnym pasem wysokiej zieleni.
Dyrektor jest optymistą i na moje pytanie o zasiarczenie spalin, odpowiada po prostu, że jest to zło konieczne, bowiem na razie nic skutecznego nie wymyślono w tym względzie, ale mamy nadzieję, że zostanie wymyślone. Ja natomiast nie jestem takim optymistą. Siarka wydmuchiwana do atmosfery zaczyna stawać się zmorą współczesnej energetyki cieplnej…
Na rampę kolejową płyną nieustannie dostawy z Polski i ze świata. Właśnie oglądam potężny walczak kotła, który nadszedł z ZSRR. Ma 24 metry długości, waży 123 tony i trzeba, bo wciągnąć na wysokość 60 metrów. Dyrektor jest zadowolony z tych dostaw. Radzieckie zakłady wykonały u siebie, na miejscu, maksymalną ilość spawów rur kotłowych, co zaoszczędzi wiele niewygodnego spawania podczas montażu.
Wracamy do biura. Łyk wody mineralnej i teraz dla odmiany papiery, które podsunęła do przejrzenia i podpisu sekretarka. Dyrektor rzuca od czasu do czasu jakieś zdanie do mnie lub do telefonu, który bez przerwy dzwoni. Oto kłopot z cementem. Znów nie nadszedł transport. Krótka konsultacja telefoniczna i decyzja: nasz człowiek ma natychmiast jechać do cementowni.
– To najlepszy sposób: być na miejscu – mówi dyrektor z przekonaniem i dodaje z uśmiechem: – Wie pan, kontakty międzyludzkie są najbardziej owocne. Ale atmosfera pozostaje trochę napięta. Bo brak cementu to sprawa poważna.
Naczelnik Gminy – Stefan Jarzyna, wyciąga kronikę gminną, a jakże wyróżnioną na konkursie ogólnopolskim, pokazuje z dumą dyplom z podpisem ministra Wieczorka. Pokazuje także papier, na którym czarno na białym napisano, że Połaniec w latach 1977-80 otrzyma 150 milionów złotych na najpilniejsze inwestycje. Te 150 milionów złotych daje elektrownia. Mają być przeznaczone na żłobek, przebudowę rynku, budowę ulic i oświetlenia, dworca PKS, pawilonów handlowych, księgarni. Bardzo się te pieniądze przydadzą i naczelnik cieszy się, zwłaszcza z przebudowy rynku, gdzie skupia się duży ruch tranzytowy. Widać inne są nasze odczucia, bo ja, przybysz ze smutkiem myślę, że zginie skwer pośrodku, a może i rozbiorą remizę straży pożarnej? Dziś tu sennie, zwłaszcza w to upalne popołudnie. Na budowę pewnie teraz przerwa, więc ruch ustał, jest spokojnie, jak dawniej. Wokół piętrowe i parterowe schludne domki, przeważnie murowane. Kilka sklepów, apteka, lodziarnia, przystanek PKS. Oto całe połanieckie city. Od rynku idę ulicą Mielecką. Opłotki, kurz, zapach obory. Praży słońce. Za osadą, na prawo, w las, droga pnie się w górę i po chwili spośród sosnowego zagajnika wyłania się niewysoki kopczyk zwieńczony dość dużą polaną. Pośrodku stoi spory kamień opatrzony datą 1794, to z tego pagórka miał Kościuszko ogłosić swój pamiętny manifest ograniczający poddaństwo chłopów. Wokół, na okolicznych polach zwanych do dziś bataliami, biwakowały wojska.
Zbudowano szkołę zbiorczą, gdzie w korytarzu umieszczono tablicę z napisem: w 150 rocznicę śmierci
Tadeusza Kościuszki – społeczeństwo Połańca 15 XI 1967.
Dla blisko dwóch tysięcy mieszkańców jest to sprawa ważna, nobilitująca, dająca powód do dumy. Nuta patriotyzmu przewija się tu przez wieki, dawała znać o sobie podczas powstań narodowych i ostatniej wojny w walce partyzanckiej, o czym najdobitniej świadczą groby na starym, zapuszczonym cmentarzu. Dzień dzisiejszy zaburzył rytm starego Połańca. Starego, choć śladów historii trzeba szukać raczej na kartach kronik i w obyczaju, niż budowlach pamiętających dawne czasy.
Niespełna pół kilometra od rynku, wśród pól wyrósł osiedle nowych domów. Na razie mieszkają tu głównie budowniczowie elektrowni. Może to i dobrze, bowiem zdewastowana przyroda pozostawiona przez budowlanych napawa takim smutkiem, iż tylko świadomość tymczasowości pozwala tu żyć. Trudno zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego trzeba brnąć wśród tumanów kurzu, lub topić się w błotnistej bryi? Stary i nowy Połaniec. Dwa światy, jakże różne. Jak trudno przychodzi wrastanie tego nowego w starą tkankę miasteczka. I czy musi tak być?
Do Gminnego Ośrodka Zdrowia (dyrektor ZOZ w Staszowie, Stefan Grosicki: W ciągu 10 lat wybudowaliśmy 8 ośrodków, w tym 5 w czynie społecznym) doszlusowała Międzyzakładowa Przychodnia Elektrowni Połaniec. Kierownik przychodni Andrzej Jedliński, oprowadza mnie od parteru, aż po strych mieszkalnego bloku, gdzie tymczasowo umieszczono gabinety, laboratoria i pracownie. Doprawdy, zaimponował mi tym, co posiada i z zespołem ludzi, który wokół siebie skupił. Ludzi trzeba poznać, zobaczyć ich przy pracy, aby ocenić. I ocena ta jest wysoka. A wyposażenie w najnowszą aparaturę krajową i importowaną, aparaty diagnostyczne, do fizykoterapii, urządzenia gabinetu stomatologicznego, stacji krwiodawstwa – można tylko pozazdrościć – i to w dużych miastach.
Patrzę, podziwiam, cmokam z uznaniem, kiwam głową… I ciągle to natrętne zdziwienie: tutaj, w Połańcu, to wszystko? Tak, bo nie brak w Połańcu ludzi z inicjatywą, pracowitych, zapobiegliwych jak mrówki.