Junacy z Połańca

OHP w Połańcu. Kadr z filmu TV Kraków, 1984 r.

kolejnym odcinku ciekawostek dla wytrwałych, zapraszamy czytelników do przeczytania / odsłuchania reportażu redaktora Stanisława Kobosa, który na łamach Tygodnika Nadwiślańskiego z  dnia 8 lipca 1983 roku, opisuje działalność Ochotniczego Hufca Pracy z Połańca.

“JUNACY Z POŁAŃCA”

Tekst: Stanisław Kobos
Tygodnik Nadwiślański Nr 27 (114), 8 lipca 1983 r.

 

Połaniecki Ochotniczy Hufiec Pracy powstał jako czwarta stacjonarna jednostka tego typu w Tarnobrzeskiem. Fakt ten miał miejsce w 1975 roku. Ruszyła wówczas budowa Elektrowni “Połaniec”. Główny wykonawca – krakowskie przedsiębiorstwo “Energoprzem” – zawarło z Komendą Wojewódzką OHP umowę dotyczącą organizacji hufca potrzebnego przy realizacji wspomnianej inwestycji. I tak narodził się OHP 41-4.

Cóż znaczy określenie “hufiec stacjonarny”? Otóż w placówkach tego typu odbywają służbę młodzi ludzie, którzy decydują się zamieszkać wspólnie w hotelu robotniczym i poddać się dość surowemu regulaminowi. W zasadzie panuje tu rygor zbliżony do wojskowego. Pobudka o 5:30, apele – poranny i wieczorny, capstrzyk o 22. Obowiązuje umundurowanie. Wyjście poza teren zakwaterowania tylko za przepustką. Junaków obowiązywało rokrocznie 180 godzin zajęć szkolenia obronnego (m.in. musztra, wykłady, strzelanie, sporty obronne). Byli za to – po 2 latach – przenoszeni do rezerwy, bez odbywania zasadniczej służby wojskowej. W tym samym czasie mogli pracować i zarabiać, ukończyć zasadniczą szkołę zawodową i “zaliczyć” służbę wojskową. Zgodnie z najnowszymi przepisami liczba zajęć ze szkolenia obronnego została w hufcach poważnie ograniczona, ale zniesiono też zwolnienie od obowiązku odbycia służby wojskowej. W efekcie liczebność połanieckiego hufca zmniejszyła się o 30 proc.

Jacy są ci junacy z Połańca? Trafiają do hufca w wieku 18 – 21 lat z ukończoną szkołą podstawową a często i bez tego wykształcenia. W zasadzie to dorośli mężczyźni. Czy do końca dorośli? Nawet nie spróbuję wydawać na ten temat opinii. Za mało ich znam. Trudno się z nimi rozmawia. Na pytania odpowiadają niechętnie, zdawkowo. Pytam o ciekawe sprawy, jakie wydarzyły się w czasie ich blisko dwuletniego pobytu w hufcu. Mówią, że było ich wiele, ale nie przytaczają żadnych konkretów. Może nie chcą? Kwitują moje pytania uśmiechem i uciekają sprzed obiektywu aparatu fotograficznego. Zastanawiam się, czy pobyt w hufcu traktują jako coś uwłaczającego, czy czują się gorsi od innych? Od nich się tego nie dowiem. Za krótko się znamy.

Tadeusz Kalita jest instruktorem. Uczy junaków zawodu od początku istnienia hufca. Jego zdaniem ci młodzi ludzie nie różnią się od innych pracowników. Oczywiście mają różne charaktery, ale z każdym można znaleźć wspólny język. Jedni wcześniej opanowują umiejętności niezbędne w zawodzie murarza, drudzy później. Po skończeniu pobytu w hufcu są nie tylko dobrymi fachowcami, ale także rzetelnymi pracownikami. Ci, których uczy zawodu teraz, psychicznie nie różnią się od swoich poprzedników, są jednak słabsi fizycznie.

Postura Janka przeczy raczej tym słowom – zbudowany jest atletycznie. Pochodzi z okolic Leżajska. W tym samym hufcu był jego brat i on poszedł w jego ślady. Od brata wiedział też o warunkach tu panujących, o dyscyplinie. Szybciej od innych potrafił przystosować się do nowych warunków, a że był koleżeński i sprawiedliwy, po roku służby został wybrany przez kolegów szefem junaków. Jest ich reprezentantem w kontaktach z kadrą hufca. Po zakończeniu pobytu w Połańcu ma zamiar przenieść się gdzieś bliżej rodzinnego domu, ukończyć kurs operatorów sprzętu ciężkiego, założyć rodzinę.

Włodzimierz Trybuła jest w hufcu starszym wychowawcą. Jest zadowolony ze swojej pracy. Trudności w pracy z junakami występują w zasadzie tylko na początku po przyjściu nowego rocznika. Młodzi ludzie, pochodzący przede wszystkim ze środowiska wiejskiego, muszą przyzwyczaić się do zorganizowanego życia w zbiorowości i do obowiązującej tu dyscypliny. A że są to ludzie dorośli, mający pewne przyzwyczajenia, nic dziwnego, że trudności bywają. Wobec niesubordynowanych nie można stosować bardziej ostrych środków dyscyplinarnych, bo hufiec jest przecież ochotniczy i każdy z junaków może go opuścić. Karne wydalenie stosowane jest tylko w ostateczności. Podstawową metodą wychowawczą jest perswazja, uświadamianie młodym ludziom, że w jakiejś sytuacji postąpili źle. Proces kształcenia charakterów trwa długo. Efekty widać dopiero pod koniec drugiego roku, ale te wyraźne symptomy zmiany postaw dają wychowawcom wielką “frajdę”.

Do hufca trafiają różni ludzie. Nie tak dawno był tu młody człowiek, który jak się okazało, miał za sobą dwa wyroki sądowe w zawieszeniu. Skazany został przez sądy w odległych od siebie miejscowościach przy czym drugi z nich nie był powiadomiony o wcześniej wydanym wyroku. Chłopak z Połańca dopuścił się rozboju, poprzednie przestępstwa zostały jednak ujawnione i musiał powędrować do więzienia.

Na terenie hotelu zajmowanego przez hufiec – zdarzały się przypadki drobnych kradzieży. Sprawcy w większości przypadków byli wykrywani przez członków kadry. W tych wypadkach obok kar dyscyplinarnych sięgano znowu do perswazji. W tej chwili tego typu zdarzenia już nie mają miejsca.

Zastępca komendanta OHP 41-4 Janusz Nawrot sam był junakiem. W 1973 r. trafił do hufca w Staszowie, pracował przy budowie szpitala w Golejowie, osiedla mieszkaniowego, budynku urzędu miasta i gminy, hufcowego hotelu. Potem trafił do Buska. Przez trzy lata był instruktorem zawody grupy junaków z miejscowego hufca i jednocześnie kończył zaocznie technikum budowlane. Po zakończeniu nauki wrócił do hufca w Staszowie i został wychowawcą. Po prostu przyzwyczaił się do pracy z młodzieżą i polubił ją. W 1980 r. przeniesiony został do hufca 41-4, razem z jego aktualnym komendantem Januszem Matyjasem.

Janusz Nawrot był przekonany, że w czasach gdy on był junakiem, młodzież miała większy zapał do pracy i w ogóle przejawiała większą aktywność. Teraz trudno zorganizować jakąś działalność kulturalną. W hufcu są kółka zainteresowań, ale ich członkowie nie przejawiają zbyt wielkiego zapału. Kiedyś był tu dobry zespół muzyczny, który prowadził zatrudniony instruktor. Teraz nie ma instruktora, a kółko muzyczne działa znacznie gorzej. Być może i taka tego przyczyna, że instrumenty po latach używania są już mocno zniszczone. W ogóle z kulturą nie jest dobrze. Do miasta daleko, bo aż 4 km. Komunikacja po południu kiepska, a w dodatku w samym Połańcu też brak zaplecza kulturalnego – nie ma domu kultury, sali widowiskowej, kino jest maleńkie. Jeszcze w ub. r. przy elektrowni, w okolicy hoteli robotniczych, było kino letnie. W tym roku do tej pory nie zostało uruchomione. Także przed rokiem jeszcze, “Energoprzem” dzierżawił od elektrowni salę widowiskową, niewielką wprawdzie, ale dobrze wykorzystaną. Na imprezy w niej organizowane junacy byli wpuszczani za darmo. Dzisiaj salą zarządza elektrownia, a ceny biletów na z rzadką organizowane występy często przekraczają możliwości junackich kieszeni.

Staszek pochodzi z okolicy Kolbuszowej. Na początku, wraz z piątką kolegów, wstąpił do OHP w Dąbrowie Górniczej, ale ponieważ nikt im tam nie dawał gwarancji, że “zaliczą” wojsko, przeniósł się do Połańca, gdzie twierdzono, że przeniesienie do rezerwy jest pewne. W dodatku obiecywano, że będzie można ukończyć kurs operatorów sprzętu ciężkiego i lekkiego oraz kurs spawania. Nic z tego nie wyszło. Teraz czeka go wojsko. A potem? Ma zamiar wrócić do Kolbuszowej, szukać pracy w zakładach meblowych lub obuwniczych. A może znajdzie pracę w WSK Mielec. Gdyby miał dyplom murarza starały dostać się do pewnego przedsiębiorstwa w Rzeszowie, gdzie po roku pracy wyjazd do pracy za granicę jest prawie pewny. Ale pozostaje to, gdyby… Staszek jest rozżalony. Razem ze Zdziśkiem zostali wyrzuceni ze szkoły zawodowej.

Próbuję dociecm jak do tego doszło? I cóż się okazuje? Połanieccy junacy notorycznie wagarowali. Codziennie po południu autokar odwoził ich do szkoły. Nie zawsze do niej trafiali, jednak najczęściej uciekali po 2 – 3 lekcjach. W końcu członkowie kadry hufca jeździli z nimi i na korytarzu czekali do końca lekcji, by ewentualną rejteradę uniemożliwić. A ponieważ ukończenie szkoły zawodowej nie jest w hufcu obowiązkowe, a uczniami byli dorośli ludzie, wspólnie z dyrekcją szkoły odjęto decyzję o likwidacji jednej z dwóch hufcowych klas. Pozostać mieli tylko ci, którzy chcieli się uczyć. Powstałą nowa lista uczniów, nowej, ale tylko jednej klasy o specjalności murarz-tynkarz. W czasie nowych zapisów Staszek i Zdzisiek byli na urlopie. Zważywszy na czas roku szkolnego nie był to termin najbardziej fortunny. Po powrocie nie udało się ich dokooptować do nowo powstałej klasy.

Budowa Elektrowni Połaniec dobiega końca. Załoga musi być zredukowana, choć “Energoprzem” pozostanie na tym terenie jeszcze przez kilka lat. Niektóre obiekty, niezbędne w toku budowy, trzeba teraz rozebrać, a zarazem kontynuować budownictwo towarzyszące inwestycji. W Połańcu pozostanie także hufiec. Zastępca dyrektora do spraw pracowniczych połanieckiego “Energoprzemu” Ryszard Szlandakowski wspomina, że już kiedyś jego przedsiębiorstwo zrezygnowało z OHP. Wydawał się nieopłacalny. Po roku zdecydowano się na jego reaktywowanie. Okazało się, że potrzebna jest zorganizowana grupa pracowników będąca do dyspozycji dyrekcji w każdej sytuacji, gwarantująca terminowość wykonania zadań rzeczowych, jak i możliwości wykorzystania w sytuacjach awaryjnych. Gdy podniósł się gwałtownie poziom wody w Wiśle właśnie junacy, czy to w dzień, czy w nocy umacniali brzegi workami z piaskiem. Gdy okazało się, że kotłownie w osiedlu mieszkaniowym nie będą w stanie zapewnić odpowiedniej ilości ciepła, 40 junaków przez 2 tygodnie pracowało przy budowie linii przesyłowej ciepłej wody, linii, która nie była przewidziana w planie inwestycyjnym. Hufiec jest więc w Połańcu nadal potrzebny, jego absolwenci będą uzupełniali składy osobowe brygad pracowniczych. Jest to po myśli wielu połanieckich junaków, którzy zamierzają osiąść w tym mieście na stałe.