Połaniecka kronika kościelna wewnętrzna: poświęcenie kościoła w Połańcu 1899 r.

Fot. Kościół św. Marcina z lotu ptaka

W dniu 7 października 1899 r. w osadzie Połaniec dekanacie sandomierskim, z upoważnienia Jego Ekscelencji Antoniego Sotkiewicza Biskupa diecezji sandomierskiej, proboszcz parafii Połaniec, ks. Feliks Brażewicz poświęcił nową świątynię pod wezwaniem św. Marcina, która odbudowana została po zgorzałej w dniu 12 czerwca 1899 r.

 

“POŚWIĘCENIE KOŚCIOŁA W POŁAŃCU”

Tekst: Michał Piecek
Przegląd Katolicki, nr 2 z 30 grudnia 1899 r

 

Budowa tej świątyni prowadzona była z wielkim mozołem przez lat 10. Wybudowana jest w stylu romańskim, w kształcie krzyża o trzech nawach z wieżą na frontonie. Powierzchnia posadzki wynosi 2500 stóp kwadr. ang. a choć kościół ma takie rozmiary, okazał się jednak za szczupły dla 7000-cznej ludności. Na budowę użyto cegły wyrabianej na miejscu, maszyną ręcznie, suszonej na półkach dla równości kantów, skarpy i narożniki, oraz fundament pod cokół wykonano z ciosowego kamienia; ściany wzniesiono sposobem rohbau, co się prześlicznie przedstawia.

Cała budowa tak zewnątrz jak i wewnątrz jest wspaniała i śmiało policzona być może do pierwszych pomiędzy wznoszonymi dziś – pod względem zaś dobrego materiału, kto wie, czy nie do pierwszych między wszystkimi. Zdziałał to przeważnie cement, kamień ciosowy, a cegła, pierwsza po ogniotrwałej. Nawy boczne i wieże kryte są blachą cynkową, główna zaś nawa, ramiona krzyża i prezbiterium dachówką, wyrabianą w dobrach staszowskich. Roboty murarskie prowadził młody murarz, Michał Głowacki pod osobistym nadzorem p. Statowskiego, budowniczego dóbr staszowskich. Murarzom wszystkim osady Oleśnica należy się publiczne podziękowanie za staranną i sumienną pracę; przez cały przeciąg robót nigdy żaden z nich nie upił się; oddaleni o mil 2, każdego poniedziałku na 9-tą godzinę stawiali się do roboty, co im za cały dzień liczone było; podobnych pracowników pod względem trzeźwości i sumiennej pracy spotykam po raz pierwszy. Roboty jak wewnątrz tak i zewnątrz godne są uwagi pod względem wykończenia, gdyż gzymsy i wszelkie ornamenty wykonano z cegły modelowej; to też te ornamentacje na zewnątrz ślicznie się prezentują; każde okno, każde odrzwia ubrane jak najokazalej; jednym słowem świątynia godna jest widzenia.

Niezmordowany w swej pracy o postęp budowy ksiądz Feliks Brażewicz starał się o wzmocnienie funduszu, gdyż kosztorys, sięgający rubli 23 242 kop. 72 nie był wystarczający na budowę świątyni, tak wspaniałej pod względem struktury i dobroci materiałów. Opatrzność Boska czuwała nad budową tego Domu Bożego, albowiem dziedzic dóbr Kurozwęki – ś.p. Marcin Popiel darował 600 sągów wyborowego gatunku kamienia, z którego 400 sągów użyto na fundamenty i skarpy, reszta użyta została na mur zabezpieczający brzegi rzeki od podmywania cmentarza i nieprzepuszczania wody do fundamentów kościoła, jako zbudowanego nad samą rzeką Czarną dosyć burzliwą. Dobra hr. Potockich miały znaczne ofiary w drzewie, wapnie, kamieniu, cegle i dachówce, a obecni dziedzice księstwo Maciejowie Radziwiłłowie dali gotówkę rb. 1000 i obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, po który osobiście do Rzymu jeździli, a uzyskawszy poświęcenie i brewie papieskie Ojca św. Leona XIII, dotąd do kościoła jeszcze nie odali. Bardzo wielu dobrodziejów, zupełnie nam nieznanych, niosło ofiary pieniężne i w aparatach kościelnych; księga oprawna mieści nazwiska tych dobrodziejów, za których nabożeństwa rokrocznie odprawiać się będą po nieskończone wieki.

Nigdy za rb. 23 242 nie wybudowano by tak wspaniałej świątyni. Zrobiono wprawdzie dodatkowy an szlag na 18 000 rubli, lecz i to było niedostateczne. Mieszczanie połanieccy darowali 500 sągów drzewa do wypalenia cegły, a cała parafia odrobiła bezpłatnie 16 000 dni pieszych i 20 000 dni konnych.

Tak więc stanęła świątynia połaniecka. Posadzkę z marmuru chęcińskiego ułożył Wincenty Przygodzki. Brakuje jeszcze ołtarza, ambony, chrzcielnicy, konfesjonału, organów, a przeważnie zakrystii, w której brak wszystkiego, gdyż to, co po pożarze nadesłały szlachetne serca, dla braku odpowiedniego pomieszczenia przez lat 10 zdezelowało się i nędznie wygląda. Martwiącemu się o wszystko ks. proboszczowi mówię: jest Opatrzność Boska, są szlachetne serca, to przy pomocy tych staną ołtarze, ambona, organy i to wszystko, co jest niezbędne w kościele katolickim z czasem się uzupełni. Nie można tu wprawdzie dużo liczyć na biednych parafian, niszczonych prawie co rok różnego rodzaju klęskami, którzy w ciągu trzech lat mieli dwa gradobicia, a w jednym roku dwa wylewy rzek Wisły i Czarnej. Jakże tu można wymagać przymusowej składki od ludzi tak dotkniętych klęskami? Musimy więc czekać długo, nim się braki w kościele zapełnią – ufność w szlachetne serca nie zawiedzie nas, a przy pomocy Boskiej i braki te kiedyś się zapełnią.

Mamy więc świątynię wspaniałą na zewnątrz a ludek pobożny i moralny ciśnie się do niej z upragnieniem, pomny, że przez lat 10 mieścił się i dusił w bardzo ciasnej szopie, grożącej katastrofą.

Michał Piecek
Prezes komitetu budowy