Plastycy amatorzy, 1983 r.

Zapraszamy do przeczytania lub odsłuchania ciekawego wywiadu, jaki przeprowadził w 1983 roku redaktor Antoni Ciechan z rzeźbiarzem Józefem Regułą i malarzem Marianem Szymaszkiem na łamach Tygodnika Nadwiślańskiego.

“PLASTYCY AMATORZY”

Tekst: Antoni Ciechan
Tygodnik Nadwiślański nr 11 z 1983 r.

Przy okazji miejsko-gminnej konferencji sprawozdawczej PZPR w Połańcu, miejscowi członkowie ZSMP zorganizowali wystawę prac plastycznych dwóch młodych twórców — amatorów — rzeźbiarza i malarza.

Józef Reguła pochodzi z okolic Rzeszowa i w mieście tym zdobył zawód kowala. Teraz gdy mieszka w Połańcu, przekwalifikował się i został cukiernikiem. Pracuje w zakładzie będącym własnością szwagra. Plastyką interesował się od dawna. Przed pójściem do wojska rysował kolorowymi długopisami miniaturowe, abstrakcyjne kompozycje, przypominające dekoracyjną sztukę islamu. Z rzeźbą w drewnie zetknął się pod koniec służby wojskowej, rzeźbił bowiem jeden z jego kolegów. Józef spróbował także, ale nie był z efektów zadowolony.

— Zobaczysz — oświadczył wówczas kolega — najdalej za pół roku wrócisz do tego. I miał rację.

Gdy Józef Reguła — 2 miesiące po zakończeniu służby wojskowej — poznał swą obecną żonę, zapragnął zwrócić na siebie jej uwagę w jakiś niecodzienny sposób. Wówczas powstał pierwszy rzeźbiony prezent dla wybranki serca — głowa Indianina. I tak to się zaczęło. Od tego czasu spod jego dłuta wyszły dziesiątki rzeźb większych i mniejszych, aż po zupełne miniaturki. Zdecydowana większość z nich to w dalszym ciągu podarunki dla żony. Tylko niektóre trafiły do innych członków rodziny. Autor z wielką niechęcią rozstaje się ze swymi pracami. Przywiązuje się do nich.

— Każda rzeźba to coś jakby, własne dziecko — mówi.

Pomału rzeźbiarstwo stało się jego pasją. Najbardziej fascynującym tematem — jak sam twierdzi – jest praca na roli. Wśród wielu figurek przedstawiających postacie charakterystyczne dla wsi, która odchodzi już w zapomnienie, szczególnie często pojawiają się rzeźby starszych, wąsatych mężczyzn. To efekt zauroczenia autora postacią własnego dziadka, zapamiętaną z dzieciństwa.

Józef Reguła, obok pracy w zakładzie cukierniczym, prowadzi także gospodarstwo rolne. Czasu na rzeźbienie jest więc mało, a przecież, gdy opanuje go twórcza wena, mógłby to robić bez przerwy. Stara się wykorzystywać każdą wolną chwilkę.

Po wystawie rzeźb najwięcej satysfakcji sprawiły mu wizyty dwóch chłopców. Obaj chcieli nauczyć się rzeźbić. Jeden z nich przychodzi nawet na lekcję. Za mało ma jeszcze sil, by pokonać opór drewna, ale lepi świetne figurki z plasteliny.

— Jeśli choćby z tych dwóch chłopców odnajdzie w rzeźbie swą życiową pasję — mówi Józef Reguła — to wystawa spełniła swoją rolę. Przynajmniej o dwóch młodych ludzi mniej „zabijać” będzie czas szwendaniem się po ulicy.

Marian Szymaszek jest operatorem dźwigu w Przedsiębiorstwie Budowy Elektrowni i Przemysłu “Energo-przem”. Podobnie juk Józef Reguła, z twórczością amatorska zetknął się w wojsku. Wówczas to na prośbę kolegi, namalował portret dziewczyny, znając modelkę tylko z.. fotografii.
— Obraz musiał być udany, skoro kolega w dowód wdzięczności podarował mu kilka pędzli.

Od tego czasu minęło już 8 lat. Marian w tym czasie nie malował. Dopiero gdy w miejscowej bibliotece przypadkowo zobaczył farby plakatowe, coś go tknęło. Po prostu zachciało mu się malować. Kierowniczka biblioteki podarowała mu farby i zaproponowała, że jeśli namaluje jakieś ciekawe obrazy, urządzi mu wystawę.

Tak się rozpoczął jego powrót do malowania. Od czerwca do grudnia ub. r. namalował 18 obrazów Zdecydowana ich większość to pejzaże malowane z wyobraźni. W ich kolorystyce przeważają barwy ciemne, szczególnie brązy.

— Nie potrafię namalować obrazu jasnego — mówi. Może jeszcze nauczę się, bo przecież w ogóle dopiero uczę sic malować. Jak dotąd żaden z moich obrazów nie podoba mi się. Każdy kolejny jest chyba lepszy od poprzedniego, ale w każdym widzę wiele wad. I z żadnego nie jestem zadowolony. Fascynują mnie obrazy słynnych mistrzów. Tak bardzo chciałbym móc tak malować, tak kłaść farbę. Bardzo lubiłem oglądać program “Piórkiem i węglem”. Mogłem wówczas podglądać technikę rysunku stosowaną przez prof. Zina.

Pewnego razu spotkał Marian Szymaszek dyrektora Zasadniczej Szkoły Zawodowej, który zaproponował mu namalowanie portretu Tadeusza Kościuszki i kilku pejzaży Połańca. Malarz — amator wziął 5-dniowy urlop i zabrał się do pracy. Te Pejzaże były pierwszymi jego obrazami malowanymi z natury. Marian Szymaszek mieszka w hotelu robotniczym. Za pracownię służy mu niewielki pokoik przy klubie “Bartosz”.

— Tutaj też nie ma najlepszych warunków — mówi gdy za ścianą gra muzyka, nie mogę się skupić. Teraz koledzy z ZSMP zaoferowali mu większe pomieszczenie w klubie “Trójka”. Ale do malowania nie wystarcza tylko możność skupienia się. Potrzebne jest coś, co nazywa się natchnieniem. Przychodzi taki dzień, że istnieją dla mnie tylko pędzle i farby. Najchętniej wziąłbym wówczas urlop w zakładzie pracy. Tak było przy malowaniu pejzaży Połańca. Marzeniem Mariana jest namalowanie wszystkich starych, często walących się już zabudowań Połańca, bowiem niedługo znikną one z tego miasta bezpowrotnie.