Karczma połaniecka, czyli historycznie o gorzałce

civitatis.com

Zapraszamy do przeczytania lub odsłuchania opracowania autorstwa pana Mieczysława Machulaka, który ukazał się w czasopismie “Zeszyty Połanieckie” w 2005 r. Ciekawy materiał traktujący o karczmach połanieckich na przełomie lat począwszy od 18 czerwca 1264 r. Historia karczm w Polsce datuje się od wczesnego średniowiecza i związana jest z prawem propinacji…

“KARCZMA POŁANIECKA, CZYLI HISTORYCZNIE O GORZAŁCE”

Tekst: Mieczysław Machulak
Zeszyty Połanieckie, nr 9, Połaniec 2005 r.

Już miasta średniowieczne dysponowały obiektami, które nazywano karczmami. Jak twierdzi prof. Feliks Kiryk – potwierdzenie istnienia karczmy było istotnym dowodem bycia ośrodkiem miejskim.

W miastach istniały karczmy usytuowane przy głównych ulicach drogach wyjazdowych zwane wlotowymi lub wylotowymi. Karczma w dawnym znaczeniu spełniała nie tylko funkcje określane dzisiaj jako gastronomiczne, bywały karczmy ośrodkami czy centrami kultury, wreszcie w karczmie urządzono chrzciny, wesela itp. Istnienie karczm było możliwe między innymi dlatego, że istniał alkohol. Jeszcze w czasach pogańskich, jak pisze Aleksander Brückner „przy uczcie napoje więcej niż pokarmy ceniono i nie z przypadku prasłowiańska jej nazwa pir od picia się wywodzi; do piru należało piwo … Warzono miód z wodą (sic!), wina, które podobno od Słowian południowych docierały zastępowano miodem. Mniej zamożni wybierali piwo. Jeśli chodzi o naczynia to „pito z rogów tura czy byka a niegdyś i z czaszki zabitego wroga” (sic!) ubożsi pili z naczyń glinianych, wyjątkowo szklanych. „Pito do upadłego i nieprzyjaciel z tego korzystał”. W czasach piastowskich powszechnym napojem stało się piwo, które każdy na własny użytek mógł warzyć. Książę Leszek Biały nie poszedł na wyprawę krzyżową „bo w krajach południowych zabrakłoby mu piwa, do którego nawykł“. Podobno Konrad ze Ścinawy, ustanowiony arcybiskupem Salzburga, zrezygnował z dostojeństwa podając, jako powód, iż piwa pszenicznego tam nie mają tylko wino.

Dokument lokacyjny Połańca z 1264 roku wystawiony przez księcia Bolesława Wstydliwego daje wójtowi Mikołajowi synowi Bartka między innymi możliwość zakładania karczem co w owych czasach było istotnym elementem pozycji wójta w mieście i z pewnością takie karczmy istniały.

W XIV i XV wieku produkcją i sprzedażą piwa oraz innych alkoholi zajmowali się mieszczanie a przedstawiciele stanu szlacheckiego dbając o honor zarzucali co niektórym iż „jego rodzice tylko piwo szynkowali”. Przeciętny szlachcic żył skromniej niż mieszczanin – wina nie znał (pił tylko piwo i jadł wołowinę), co było powodem szyderstw. Powoli jednak i szlachta zaczęła używać innych ówczesnych napojów. Piwo szynkowali również duchowni „pleban szynkował piwo i na plebani nawet w rząd tzn. po kolei płacił każdy za wszystkich”. W karczmach nie tylko oddawano się pijaństwu, grano również w karty i w kości.

W XVI wieku właściciel czy dzierżawca karczmy zajmował istotną pozycję w hierarchii społecznej a na wsiach równał się z sołtysem. W XV wieku część wpływów z „jatek rzeźnych, rzemiosł różnych innych szynków” zasilała kasę miejską i skarb królewski.

Marcin Bielski / Wikipedia.pl

W 1562 roku w Połańcu było 15 bań gorzałczanych, z których po pożarze pozostało 6. Banie gorzałczane to punkty produkcji wódki – za banię płacono w owych czasach dwa floreny, czyli 2 złote polskie podatku. W XVI wieku pijaństwo należało już do najgorszych występków, w pijaństwie obowiązywał swego rodzaju kodeks spisany przez Hiszpana Rojzjusza. Toasty wymyślano różne poczynając od króla i dygnitarzy. Skutki pijaństwa były okropne. Marcin Bielski wspomina, iż w 1553 roku pięciu z pijanej szlachty padło trupem we wzajemnej strzelaninie. Wino sprowadzane z zagranicy fałszowano dolewając wody, pito już gorzałkę, którą zwano okowitą (agua vita – przedłużająca życie) ani wódką jeszcze nie nazywano. Piwo z grzankami służyło jako śniadanie. Prawo warzenia piwa mieli piwowarnicy i słodownicy – płacili oni podatek tzw. czopowe od każdej beczki. W XVI wieku każdy dwór szlachecki miał browar i karczmę dzierżawioną na ogół przez Żyda, a wszyscy razem dbali by pańszczyźniani chłopi nie pijali w sąsiedniej wsi. Podobnie było w XVII wieku kiedy Polska słynęła jeszcze dobrymi piwami. Używano jeszcze miodu, coraz częściej pojawia się wino węgierskie, także francuskie i hiszpańskie. W 1602 roku w Połańcu było już 24 banie produkujące gorzałkę. W XVII wieku gorzałkę spławiano Wisłą do Gdańska – uczestniczyli w tym również kupcy połanieccy. W 1647 roku król Władysław IV nadaje Żydom połanieckim prawo zamieszkania w mieście oraz m.in. sprzedaży trunków w szynkach, produkcji piwa i sycenia miodu.

Wiek osiemnasty to czasy saskie, gdzie pijaństwo w Polsce było już przysłowiowe – żadna zabawa, zjazd szlachty, chłopi, duchowieństwo, bez wódki nie obywał się nikt. Wino i piwo a także miody znikały ze szlacheckich stołów, coraz częściej pojawiała się wódka. Uniknąć pijaństwa było bardzo trudno, gospodarz co nie napił gości narażał się na szyderstwa i wyzwiska. Rozpoczęcie nauki rzemiosła czy przyjęcie do cech też wymagało alkoholu. Nie są odosobnione poglądy, ze upadek Rzeczypospolitej rozpoczął się wraz z upowszechnieniem się spożywania wódki i innych mocnych trunków.

Z zachowanego dokumentu cechu krawieckiego w Połańcu z 1792 r. wynika, iż „chłopiec, który do rzemiosła przystępuje ma dać…( )…piwa dla Braci garncy sześć, a w wypadek śmierci któregoś z Braci (cechowych piwa beczkę. Majster przyjmując do cechu ma dać piwa beczek dwie”. Po upadku państwa polskiego w końcu XVIII wieku upadają też miasta czego świadectwem jest dopuszczenie w Połańcu Żydów do wspólnej propinacji, „uzgodniliśmy, oby Żydzi corocznie do kasy magistrackiej płacili sumę reńskich 96, która to suma z tej propinacji ma być na dobro całego miasta obrócona (…) Postanawiamy aby korca każdego słodu bądź gorzałczanego albo piwnego po 15 polskich lub od sprowadzanej postronnie wódki zagranicznej od każdego garnca po groszy 3 polskich“.

W 1809 po wojnie z Austrią magistrat Połańca prosi o umożliwienie wydzierżawienia podatku tzw. czopowego Żydom, gdyż miasto nie może sobie na to pozwolić. W grudniu tegoż roku Franciszek Daszyński, obywatel ziemski w wyniku zaoferowania najwyższej ceny 2800 zł polskich otrzymuje dzierżawę w propinacji. Zawarty kontrakt przewiduje pobieranie opłat z każdego browaru. Kto robi wódkę i nie sprzedaje detalicznie ma zapłacić 100 zł , kto zaś ma wyszynk (na sprzedaż) pali a nie hurtem sprzedaje ten od każdego garnca wyszynkowego zapłaci 8 gr. Kontrahent czyli F. Daszyński pilnie ma mieć oko, aby sprowadzany trunek nie naprzód był używany dopóki od niego należności według prawa nie uiści się. Magistrat przyrzekł pomoc kontrahentowi w kontroli jakości sprzedawanych trunków, aby one były zdrowe i nie podejrzane. W mieście czynnych było wtedy 13 szynków (1787 roku Połaniec liczył 1212 mieszkańców, w tym 155 to Żydzi). W latach 1811/12 dochody z propinacji wynosiły 1461 zł a cały budżet 1801 zł.

Podobnie było w latach 1827/28 gdzie wydzierżawienie prawa do propinacji przyniosło aż 3215 w 3670 zł w budżecie miejskim w latach 1840-42 z propinacji 3102 a budżet 3523 zł.

Połaniec był w XIX wieku znacznym ośrodkiem handlowym – odbywały się tutaj targi w poniedziałek i wtorek oraz 12 jarmarków, w sumie przez trzecią część roku w mieście słychać było handlowy gwar. Włościanie ponoć spędzali średnio na targach i jarmarkach 104 dni w roku oddając się pijaństwu i próżniactwu i odrywajqc się od pracy. Rząd gubernialny nakazał burmistrzowi skasowanie dwudniowych targów tygodniowych. W 1846 r. burmistrz Ksawery Wścieklica skasował targi poniedziałkowe zostawiając targi we wtorki. Ilość jarmarków zmniejszono do 6.

Skasowanie targów poniedziałkowych i zmniejszenie ilości jarmarków nie poprawiło sytuacji jeśli idzie o pijaństwo. W Połańcu dalej funkcjonowały karczmy, kramy i zajazdy, w których handlowano alkoholem. Prawo propinacji – ta najcięższą obok pańszczyzny powinność ludności chłopskiej, zwłaszcza w dobrach dzierżawionych – dzierżawili Żydzi.

Coraz częściej pojawiał się alkohol szmuglowany zza kordonu czyli Galicji. W 1861 roku miasto Połaniec zostało dotknięte kolejnym w swej długiej burzliwej historii pożarem. W owym czasie było w Połańcu cztery szynki i dwa zajazdy, z których jeden był usytuowany na rynku. Zajazd ten spłonął i jak pisał dzierżawiący propinację Mordka Ryzenfeld do Komisji Rządowej i Spraw Wewnętrznych w Radomiu „którego pożar był nieodżałowaną stratą dla mieszkańców miasta jak i przybyszów. Zgorzał dom zajezdny w rynku miasta najwygodniejszy dla podróżnych, dlatego też podróżni nie mogą w tutejszym mieście zatrzymać się”.

Na przedmieściach Połańca znajdowały się w owych czasach gorzelnie i browary, gdzie tradycyjnymi metodami produkowano wódkę i piwo. W 1844 roku rząd carski ustanowił akcyzę na produkowanq wódkę. Wpłynęło to na wzrost jej ceny ale również wymusiło zmiany w technologii produkcji.

Alkohol produkowało już mniej osób, ale za to na skalę bardziej przemysłową i z tańszego surowca, którym okazał się coraz bardziej powszechny ziemniak. Połowa XIX wieku to bardzo ciężki okres dla Połańca i jego mieszkańców. Nieurodzaj, epidemia cholery, brak przemysłu spowodowały, iż w wyniku carskich represji Połaniec po powstaniu styczniowym stracił prawa miejskie.

Okres ten to jednocześnie czas budzenia się świadomości narodowej wśród chłopów – najliczniejszej części ówczesnego społeczeństwa. Gospodarka przechodziła w tym okresie w stadium gospodarki kapitalistycznej. Wszystko to odbywało się iście po polsku czyli wg kiepskich pomysłów. Ziemiaństwo zamiast odejść od przestarzałych metod gospodarowania (istniała jeszcze wtedy trójpolówka) stawiało na gorzelnie jako źródło szybkiego i taniego wzbogacenia się. Zwiększała się powierzchnia uprawy ziemniaków w tempie błyskawicznym – taniała też gorzałka. Tyle, ze ktoś musiał ją pić! A pił tę gorzałkę przede wszystkim polski chłop. Otóż za pracę najemną we dworze płacono kartkami do karczmy pańskiej dzierżawionej przez Żyda. Podstawowym towarem, który można było tam kupić była oczywiście gorzałka. Do akcji wkroczył wówczas rząd carski zakazując kartek. Ale gdy przeciwko pijaństwu zdecydowonie opowiedziało się duchowieństwo – wtedy rząd zabronił zbyt gorliwego głoszenia wstrzemięźliwości. Tym razem chodziło o podkopanie autorytetu duchowieństwa i zadbanie (sic!) o dochody szlachty i domen. Wynikało to z faktu, iż ziemia trafiała coraz częściej w ręce różnego pokroju dorobkiewiczów (majątki skonfiskowane sprzedawano za bezcen lub rozdawano Rosjanom zasłużonym w tłumieniu powstań narodowych (Brzozowa, Zdzieci). Ludzie ci zachowywali się jeszcze gorzej niż przeciętna szlachta – przemożna chęć zysku usprawiedliwiała najgorsze metody postępowania. W 1898 roku rząd carski podniósł akcyzę i wprowadził monopol spirytusowy, co spowodowało upadek drobnych gorzelni. (W 1875 roku w Królestwie Polskim było 569 gorzelni, w 1885 roku – 400 gorzelni, w 1905 roku 355 gorzelni, w 1913 roku 447 gorzelni i 500 browarów.) Spożycie piwa oceniano na ok. 20 l na 1 mieszkańca, w 1929 roku 8,4 l na 1 mieszańca a w 1938 roku zaledwie 4,4 l na 1 mieszkańca. Od końca XIX wieku nastąpił wyraźny postęp techniczny w gorzelnictwie, ale pojawiło się nielegalne gorzelnictwo. Na początku XX wieku w Połańcu odbywało się 6 jarmarków i było tu kilkanaście sklepów. W 1935 roku w Połańcu było 3 restauracje i 28 sklepów. W większości sklepów można było nabyć alkohol. Wspomniane bimbrownictwo rozwijało się wspaniale o było to spowodowane wzrostem umiejętności technicznych producentów – konkurentów monopolu – głównie mieszkających no wsi. W latach 1935-1936 ujawniano każdego roku 3 do 5 tys. nielegalnych wytwórni wódki tzw. bimbru. Alkohol ten wyrabiano również z cukru, co przyśpieszało cykl technologiczny. Swoiste apogeum w produkcji bimbru osiągnięte zostało w okresie okupacji. Z jednej strony bimber a z drugiej tzw. kontygentówka czyniły straszliwe spustoszenie zdrowotne wśród ludności polskiej.

Państwo polskie zawsze usiłowało walczyć z plagą pijaństwa. Odbywało się to z różnym skutkiem. Tzw. bitwa o handel w końcu lat czterdziestych naszego wieku skończyła się rozbiciem doskonale funkcjonującego drobnego handlu, a problem alkoholizmu oficjalnie przestał istnieć. Ale nie na długo bo już w 1959 roku uchwalono ustawę o zwalczaniu alkoholizmu (zastąpiło ona ustawę z 1933 roku). Obowiązek walki z pijaństwem nałożono na ówczesne rady narodowe, organy administracji, komitety przeciwalkoholowe i inne organizacje społeczne. Monopol miało państwo, a państwowo – spółdzielcze organizacje handlowe miały bardzo dobrze zapewniając przy tym znakomite wpływy do budżetu. Socjalistyczny podział pracy był w istocie klasyczny – z jednej strony producent, dystrybutor z drugiej strony ten dający koncesję i jednocześnie mający walczyć z nałogiem. Klasyczne połączenie dwóch w jednym. Zaiste trudno być jednocześnie Archaniołem i Belzebubem. Oficjalnie pijaństwo ograniczono, niezbyt korzystne fakty przemilczano, a dane statystyczne byty preparowane. Byliśmy jednak już wtedy potęgą światową w spożyciu na głowę mieszkańca i zapewne w ilości alkoholu produkowanego poza monopolem państwowym. W Połańcu funkcjonowało wtedy kilka takich barów prowadzonych przez spółdzielnię, bardzo rzadko prowadziły je osoby prywatne. Nie brakowało melin gdzie można było o każdej porze dnia i nocy kupić alkohol, nie brakowało w okolicy miejsc gdzie bimber pędzono. Administracyjne zakazy i nakazy byty systematycznie omijane i to robili zarówno ludzie pracujący w organach władzy różnych szczebli jak i społeczeństwo. W kraju gdzie panowała gospodarka nakazowa brakowało sporadycznie alkoholu (sic!), ten towar był prawie zawsze w sklepach. Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku połaniecka rada gromadzka uchwaliła zakaz sprzedaży alkoholu we wtorki, ale brak jakichś znaczących dowodów aby był on respektowany.

Początek lat siedemdziesiątych to gwałtowny rozwój Połańca związany z budową Elektrowni i Osiedla. Przybyło sporo ludzi z różnych miejsc Polski, pojawiły się nowe firmy handlowe (PSS, PHS, PONAL).

Wzrosła ilość melin pijackich i tzw. met. Niektóre funkcjonują również do dnia dzisiejszego (sic!). Podobnie odbywało się w całej Polsce i Połaniec nie był tu wyjątkiem. Symbolem gastronomicznym Połańca była restauracja o nazwie Nadwiślańska, potem Bar nad Czarną, ale niezależnie od szyldu potocznie określana nazwą pewnego uciążliwego insekta. Lata siedemdziesiąte to ciągle uporczywe zabiegi jak ucywilizować konsumpcje alkoholu. Dziś jest to przedmiotem anegdot, ale jak przejść do porządku dziennego nad takim ogłoszeniem „Piwo grzane bez dodatkowej opłaty” (Rozp. Prezesa Rady Ministrów) lub „piwo łącznie z konsumpcją” (sic). Kto dziś pamięta nazwy Oaza czy Bankowa? Była jeszcze Osiedlowa ale to w czasach, kiedy panoszyła się „Królowa Reglamentacja”.

Bar “Nadwiślanka” w Połańcu. Kadr z filmu OTV Kraków z 1984 r.

Ustawa z 1982 roku o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi ustabilizowała ilość punktów sprzedaży na poziomie 10, wprowadziła słynną godzinę 13-tą (meliniarze zacierali ręce i wykupywali wszelkie nadwyżki alkoholu i nie tylko nadwyżki). Prawo sprzedaży alkoholu było niezwykle intratnym przedsięwzięciem a jednocześnie stawianym warunkiem uruchomienia działalności jak np.: sklep „Pewexu”. Taki stan rzeczy dotrwał praktycznie do 1993 roku kiedy to po raz kolejny zmieniono ustawę. „Uwolniono” wtedy liczbę koncesji określając liczbę punktów sprzedaży piwa na 45, a ich opłacalność prowadzenia uzależniona było od obrotów. Zmieniają się czasy, zmieniają się obyczaje. Obniża się wiek pierwszych prób spożywania alkoholu. Plaga alkoholizmu, wydaje się, jest nie do zwalczenia. Ale to chyba cecha typowa dla społeczeństw okresu przejściowego.