Przemiany, 1988 r.

Fot. W. Pintal. Tygodnik Nadwiślański, 1988 r.

Zapraszamy do przeczytania lub odsłuchania reportażu redaktor Bogumiły Trzaski o inwestycjach w mieście i gminie Połaniec, który ukazał się w styczniu 1988 r. na łamach Tygodnika Nadwiślańskiego. Życzymy przyjemnej lektury.

“PRZEMIANY”

Tekst: Bogumiła Trzaska
Tygodnik Nadwiślański, Nr 4 z 22 stycznia 1988 r.

Narzekać jest łatwo, czasem jednak warto wyjść poza własne opłotki, by dostrzec zachodzące przemiany. Nie brakuje ich, choć pogodzić aspiracje ludzi zatrudnionych w wielkim przemyśle z żądaniami tych, którym ów przemysł przerwał trwający od lat błogostan i ciszę jest trudno.

Niełatwo jest dzisiaj być naczelnikiem jakiegoś miasta lub gminy, a w przypadku Połańca jest to nawet szczególnie trudne. Połaniec bowiem nigdy nie był gminą typowo rolniczą z uprawą zbóż na pierwszym planie. Nie jest też gminą „przemysłową” choć potężna Elektrownia „Połaniec” i szereg pomniejszych zakładów w bezpośredni sposób rzutują zarówno na rozwój gminy, jak i życie jej mieszkańców. Pogodzić aspiracje ludzi zatrudnionych w wielkim przemyśle z żądaniami tych, którym ów przemysł przerwał trwający od lat błogostan i ciszę jest trudno. I to nawet nie ze względu na ludzką mentalność, lecz po prostu brak środków. Te ciągłe braki sprawiają, że zawsze trzeba z czegoś rezygnować, wybierać to, co ważniejsze, pilniejsze, o szerszym aniżeli tylko lokalnym charakterze. To z kolei powoduje niezadowolenie mieszkańców, pomawianie władz o stronniczość, takie lub inne układy.

Wszystko to zrozumiałam po rezonansie społecznym, jaki wywołała moja polemika na łamach „TN” z naczelnikiem miasta i gminy Połaniec Zdzisławem Owczarkiem. Polemika dotyczyła spraw sołectwa Tursko Male Kolonia, a ich wyrazicielem była przewodnicząca Rady Sołeckiej Henryka Ślusarska. Kontakty z mieszkańcami Turska Kolonii nie urwały się po napisaniu artykułu “Niepokorna”, na bieżąco więc mogłam śledzić przebieg prac i przemian, jakie odbywały się w tej miejscowości. Napływały też do mnie listy zaproszenia na spotkania z coraz to innej miejscowości gminy, na których ludzie wyłuszczali swoje bolączki jakże podobne do tych z Turska.

Zastanawiałam się jak wytłumaczyć ludziom, że nawet najostrzejsza krytyka prasowa nie zastąpi potrzebnych, a brakujących środków, że od nich samych zależy często znacznie więcej niż od najwyższych nawet władz. I jeszcze jedno, że nie umiemy dostrzegać tego co dzieje się wokół.

Kiedy w 1973 roku do Połańca wkroczył, wraz z budową elektrowni, wielki przemysł, było to maleńkie, zapyziałe nieco ni to miasteczko, ni wieś. Krótkotrwale czasy wielkiej chwały, kiedy to pod Połańcem biwakował naczelnik Kościuszko, przeminęły bardzo dawno i poza przymiotnikiem „połaniecki” nierozłącznie związanym ze słynnym Uniwersałem nic nie pozostawiły. Wszystko trzeba było zaczynać od nowa.

Budowa elektrowni nie mogła ograniczyć się wyłącznie do samego obiektu przemysłowego. Potrzebne były mieszkania dla budowniczych i przyszłych pracowników, przedszkola, szkoły, sklepy, przychodnie zdrowia.

Początkowe, zawrotne niemal tempo inwestycji osłabło nieco pod koniec lat siedemdziesiątych, ale i tak Połaniec należał do najprężniej rozwijających się ośrodków w naszym województwie. Nieco gorzej sytuacja wyglądała w całej gminie.

Kiedy teraz rozmawiam na te tematy z naczelnikiem Z. Owczarkiem słyszę, że starania o uczynienie z Połańca samowystarczalnego centrum gminy było — mimo różnych oporów i zastrzeżeń — koncepcją ze wszech miar słuszną. Nie oznacza to wcale — przynajmniej według słów naczelnika, że odbywało się to kosztem całej gminy, ale trudno wymagać, by przynajmniej w tym pierwszym okresie, na przykład elektrownia łożyła więcej środków na taką czy inną wieś, gdy jej samej brakowało mieszkań, porządnych dróg itp.

W miarę zaspokajania potrzeb załogi miasto- i gminotwórczy charakter elektrowni poszerzał się. Środki tam uzyskiwane w połączeniu z budżetem pozwalały więc już zająć się najbardziej palącymi problemami całej gminy.

Gdy na spotkaniu w Urzędzie Miasta i Gminy pod koniec ubiegłego roku przeglądałam sprawozdanie z realizacji zadań planu społeczno-gospodarczego w trzech kwartałach 1987 roku, uświadomiłam sobie kilka rzeczy. Po pierwsze, że przy tak niewielkich środkach robi się bardzo wiele. Po drugie, ciągle jeszcze daleko jest do zaspokojenia nawet tych najpilniejszych potrzeb. Po trzecie, że zbyt często czekając na przysłowiową mannę z nieba zawodzą sami mieszkańcy.

Do tego ostatniego stwierdzenia wrócę na końcu. Teraz o tym, co już zrobiono i co się robi. W ciągu prawie 15 lat istnienia nowego Połańca oddano do użytku ponad półtora tysiąca mieszkań, z czego większość stanowią mieszkania zakładowe Elektrowni “Połaniec”. W trakcie zabudowy jest ponad 200 wydzielonych działek budowlanych. Trwają też zabiegi o wykupienie terenów pod drugi etap osiedla „Północ”. Buduje się sporo. Całość np. takiego zadania IV obejmuje oddanie do użytku prawie 600 mieszkań. Oczywiście nie natychmiast, ale fakt, że elektrownia może własnym pracownikom w stosunkowo krótkim czasie zapewnić mieszkania najlepiej o tempie budownictwa świadczy. Naturalnie określone trudności materiałowe i jeszcze trudniejsze do pokonania wykonawcze nie pozwalają na rozwinięcie skrzydeł. Poza tym rozwój budownictwa mieszkaniowego bezpośrednio uzależniony jest od wybudowania oczyszczalni ścieków. Trwa przygotowanie dokumentacji pod tę inwestycję i jak zapewnia naczelnik Z. Owczarek po roku 1990 oczyszczalnia powinna już działać. Nie wiem, czy podzielać ten optymizm naczelnika, ale może faktycznie się uda.

Wielkim problemem dla całej gminy jest brak wody. Próbuje się go rozwiązać szukając nowych zasobnych źródeł i rozprowadzając wodę siecią wodociągową do poszczególnych wiosek. Już teraz poza Połańcem woda z sieci jest w obu Turskach (Tursko Małe i Tursko Małe Kolonia) i w Brzozowej, a rozpoczęto budowę wodociągu do Zrębina. Lata przyszłe powinny pozwolić na budowę wodociągów do Zdzieci Starych i Nowych, Kraśnika, Ruszczy, Rybitw, Maśnika i Okrągłej. Wielkie nadzieje wiąże się z budową ujęcia wody w Rybitwach, które pozwoliłoby na zaspokojenie nie tylko potrzeb Połańca i 50 miejscowości gminy, ale i na stworzenie pewnej rezerwy wodnej.

Przybywających do Połańca optymistycznie nastraja nie tylko efektowna wizualnie sieć placówek handlowych, ale i pełne półki towarów. Nie wiem jak połanieccy gestorzy handlu to robią, lecz faktem jest, że nawet w tym katastrofalnym dla handlu krajowego IV kwartale ub. roku w Połańcu można było kupić to, czego gdzie indziej nie uświadczysz. Rozwija się też sieć handlowa w wioskach. Specjalne handlowe pawilony wiejskie powstają w Zdzieciach Nowych, Rybitwach i Okrągłej. W lipcu ub. roku przekazano do użytku zachwycającą wystrojem i jakością dań restaurację, kawiarnię i bar pod wspólną nazwą „Winnica” w Połańcu.

Fot. A. Wojciechowski, 1988 r. Studium Historyczne Gminy Połaniec.

Modernizuje się strażnice OSP, buduje wiejskie domy kultury. W ciągu ostatnich trzech lat we wszystkich sołectwach przeprowadzona została modernizacja linii zasilających z wymianą transformatorów łącznie. Z wyjątkiem Zdzieci Nowych i jakichś peryferyjnie i samotnie stojących domów wszędzie jest oświetlenie uliczne. Można byłoby na te i na podobne tematy pisać jeszcze dużo. O nowej pięknej szkole, przemysłowej przychodni zdrowia, żłobku czy też reprezentacyjnym budynku Urzędu Miasta i Gminy, w którym znalazły pomieszczenie wszystkie organizacje polityczne i społeczne, a petent z terenu nie musi szukać po mieście instytucji, w której chce załatwić jakąś sprawę, bo wszystko mieści się w jednym budynku. Można, ale wyglądałoby to na jakiś niezdrowy zachwyt czy też próbę zmazania winy za krytyczne uwagi pod adresem” władzy w artykule „Niepokorna” („TN” nr 52 (295) z 26 XII 1986). Dlatego skończę tę wyliczankę (oczywiście niepełną) osiągnięć i przejdę do sprawy dla mnie najmniej zrozumiałej, czyli małego zaangażowania mieszkańców w to, co dzieje się wokół.

Fot. A. Wojciechowski, 1988 r. Studium Historyczne Gminy Połaniec.

Oczywiście byłoby grubą niesprawiedliwością posądzać o to wszystkich. Niemniej bez ryzyka pomyłki można stwierdzić, że zaledwie jednostkom zależy na tym, by wokół zachodziły pozytywne zmiany. Naturalnie przy ich udziale. Bo takich, którzy domagają się zmian nigdzie nie brakuje.

Najgorzej w całej gminie przedstawia się sprawa dróg. I nie chodzi nawet o to, że w wielu miejscowościach naszego województwa aktywność społeczna przejawia się głównie w budowie dróg, a tego np. brakuje w Połańcu. Chodzi o to, że zbyt często sami mieszkańcy budowę czy modernizację drogi utrudniają. To brak zgody na wycięcie jakiegoś drzewa, to niepozwolenie na uszczuplenie swego gruntu o kilkadziesiąt centymetrów, to zapuszczanie wyczyszczonych rowów odwadniających itp. Znamiennym jest tu dla mnie przykład z Turska Małego Kolonii, w którym po walkach stoczonych o budowę drogi przez Henrykę Ślusarską trzeba było przyhamowywać tempo prac, bo właściciel posesji nie chciał zgodzić się na przełożenie ogrodzenia i wycięcie paru drzew właśnie pod drogę. Nawiasem mówiąc, niektórzy mieszkańcy zgodnie twierdzili, że kiedyś, przed laty drzewa te były niczyje i zostały zagarnięte bezprawnie. Z podobnych przyczyn wstrzymywana była też budowa wodociągu w tej miejscowości.

Kiedy w grudniu ub. roku jechałam do Turska Kolonii nową szeroką, betonową drogą aż trudno było mi uwierzyć, że rok wcześniej zakopaliśmy się tutaj w koleinach i błocku. I jeszcze trudniej zrozumieć tych spośród mieszkańców, którzy w imię nie wiadomo czego prace utrudniali. Przykład Turska Kolonii nie jest odosobniony — powiedział mi naczelnik Z. Owczarek. I dlatego bardzo trudno jest być takim naczelnikiem, który potrafiłby każdemu dogodzić. Bo jeśli podejmują mieszkańcy działania przeciw wspólnemu dobru, to o czym tu mówić. Istotnie, narzekać jest łatwo. Czasem jednak warto wyjść poza własne opłotki, by dostrzec zachodzące przemiany. Nie brakuje ich.