Jest ich w kraju ponoć kilkanaście. Krakowski kopiec Kościuszki to nie tylko historia, lecz tłumnie odwiedzane miejsce wypoczynku. Do kopca w Połańcu raczej trafić nie sposób bez miejscowego przewodnika. Z prozaicznej przyczyny… braku dróg dojazdowych. Wielu turystów nawet nie wie, ze mknąc po nowej, nadwiślańskiej trasie z Lublina do Nowej Huty, przejeżdżają blisko tego dziwnie zapomnianego zakątka. Połaniec zresztą nigdy nie potrafił docenić turystyki. Teraz – tym bardziej. gdy wzbogacił się w kominy nowo budowanej tu nad Wisłą wielkiej elektrowni.
“GDZIE JEST KOPIEC KOŚCIUSZKI?”
Tekst: Lesław Kolijewicz
Gazeta Południowa nr 108, z 14-15 czerwca 1977 r.
Nad starą kroniką
Zanim Połaniec trafił na inwestycyjną mapę Polski i to nie z byle jaką budową, a potężną elektrownianą, o jego istnieniu informowała tylko historia, że to tu właśnie w 1794 roku Tadeusz Kościuszko ogłosił swój sławny Uniwersał, nazwany połanieckim. Przyznam, że kiedy po raz pierwszy los zaprowadził mnie w te strony, niewiele więcej wiedziałem o Połańcu, niż podawały podręczniki szkolne. Dopiero kiedy naczelnik gminy – Stefan Jarzyna otworzył w swoim gabinecie kasę pancerną i wyjął z niej sporych rozmiarów wolumin, którym okazała się “Kronika Połańca” … przestałem liczyć czas.
Nieznani kronikarze skrupulatnie notowali wszystko co im się wydało godne uwagi. Oczywiście zaczęli od encyklopedycznych przypomnień założenia Połańca w 1264 roku i że w przeszło 700-letniej historii jedynym tytułem do sławy miasteczka był Uniwersał Połaniecki uwalniający od pańszczyzny chłopów – powstańców, pozostałym włościanom zapewniając ulgi oraz że tu stoczył Kościuszko bitwę z carskimi wojskami. Podobno jeszcze dziś czasem pługiem ten i ów rolnik wyorze jakiś zżarty rdzą kawałek broni bądź trudny już do rozszyfrowania przedmiot z żołnierskiego rynsztunku. Poza tym nic… nie działo się w Połańcu. Kronika notuje jeszcze, że w 1889 roku miał tu miejsce wielki pożar, który strawił doszczętnie wielowiekowy kościół modrzewiowy, a także szkołę, aptekę, plebanię i 82 domy mieszkalne. Przypieczętowało to na dobre stagnację i bierność osady, która na domiar złego straciła swe dawne prawa miejskie. Dopiero dużo miejsca poświęcili kronikarze latom hitlerowskiej okupacji i działaniom partyzanckim “Jędrusiów”, którzy walczyli w tej okolicy, akcjom terroru i pacyfikacjom ze strony okupantów, a wreszcie kilkumiesięcznym walkom o przeprawę na Wiśle, toczonym tu przez Armię Radziecką.
Kabała historii
Przesądni zapewne próbowaliby doszukać się jakichś kabalistycznych powiązań w datach największych wydarzeń osady. Pierwszy tytuł do sławy – rok 1794, drugi tytuł – rok 1974 (a więc przestawiła się tylko jedna cyferka), tego bowiem roku rozpoczęto w Połańcu budowę jednej z największych w kraju elektrowni. Ta wielka inwestycja, zaliczona do rzędu priorytetowych w bieżącej pięciolatce, otworzyła przed Połańcem nowe perspektywy. Dotychczas dla liczącej niespełna 2 tys. mieszkańców wsi o kiepskich glebach szans nie trzeba było szukać w dość odlegle zrejonizowanym przemyśle, przede wszystkim siarkowym, w Tarnobrzegu, bądź Grzybowie. Z połanieckiej gminy połowa dorosłych znalazła tam zarobek.
Elektrownia zapewni pracę na miejscu. Zwłaszcza dla młodzieży, która nie będzie miała już dylematu z wyborem szkoły i zawodu. No i z nabyciem mieszkania.
Każdego dnia
Nad wiejskimi okolicami Połańca góruje już kilkadziesiąt wielkich bloków mieszkalnych nowego robotniczego osiedla. Za wcześnie może jeszcze mówić o integracji tych “spod strzechy” z przybyszami z inżynierskimi “tytułami” (choć i na ten temat znanymi przykładami urząd stanu cywilnego już służy). Połanieckie osiedle w najbliższych kilku latach będzie w stanie udzielić trwałej gościny ponad 3 tys. mieszkańcom. Powstaną szkoły, instytucje kulturalne i cała infrastruktura usług. Z dnia na dzień też rosną masywne kominy elektrowni. Już sto metrów w niebo sięga komin, któremu projektanci wyznaczyli 250-metrową wysokość (z tej wysokości nie będzie zatruwał okolicy dymami i pyłem).
Każdego dnia na plac budowy przywożą potężne konstrukcje stalowe i urządzenia. Jest pierwszy kocioł z ZSRR, ważący 4 tys. ton, jest również turbina z elbląskiego “Zamechu”, wkrótce nadejdą te trzy takie kotły i trzy dalsze turbiny…
Zawracanie Wisły, ale… nie kijem
Elektrownia będzie potrzebować dużej ilości węgla i wody. Czarne paliwo trzeba przywozić ze Śląska, a potem – wszak najbliżej – z nowego lubelskiego zagłębia, w tym celu układa się już tory kolejowe.
Wody dostarczy Wisła, ale płynie ona trochę za daleko od elektrowni, budowniczowie postanowili przybliżyć Wisłę do siebie. Wykopano sztuczne koryto, prowadząc je w bezpośrednie sąsiedztwo elektrowni. Ubezpieczając się przed “gniewem” rzeki, u wylotu nowego (sztucznego) koryta zbudowano stalową zagrodę ze wbijanych w dno tzw. ścianek Larsena.
Nie zdążyli jeszcze budowlani dobrze podeprzeć nowych stalowych ścian ziemnych wałem, kiedy wezbrane wody Wisły zaczęły je gwałtownie atakować. Nie było żartów. Siłą prądu w każdej chwili mogła przewrócić grodzie. Inżynierowie z Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego w Sandomierzu zdecydowali się zaryzykować i … “oszukać Wisłę, wpuszczając jej wody do kanału. Zrobili w swojej grodzi dziurę i byli uratowani. Wisła nie parła już jednostronnie na ścianę grodzi, lecz objęła ją niejako “oburącz” niegroźnie tylko ściskając.
Zamiast pointy
A kopiec Kościuszki?
– Nie ma strachu. Doprowadzimy doń drogę. Myślimy już nawet o zbudowaniu u jego podnóża turystycznego motelu – mówią połańczanie. Wszyscy – także mieszkańcy starego Połańcu i budowniczowie elektrowni są zgodni co do jednego, że ich przyszła elektrownia powinna otrzymać imię Tadeusza Kościuszki.