Zapraszamy do przeczytania transkryptu artykułu zamieszczonego przez redaktora Gazety Radomskiej z 1899 r. który w krótkim zarysie przedstawia informacje o naszym mieście. Ciekawą częścią reportażu jest opisanie kwestii znalezienia bryły węgla przez mieszkańca Połańca – Andrzeja Wójcikowskiego. Niech ten wpis stanowi uzupełnienie do artykułu, jaki zamieściliśmy w ubiegłym roku, również na temat znalezienia węgla w Połańcu (link do artykułu na samym dole). Miłej lektury.
“O ZNALEZIENIU WĘGLA W POŁAŃCU”
Tekst: J.L.
Gazeta Radomska R. 16, Nr 24 z 10 marca 1899 roku.
W powiecie sandomierskim w pobliżu rzeki Wisły prawie na pograniczu z Galicją, nad małą rzeczką Czarną, w odległości 14 wiorst od Staszowa, leży mało komu znana osada Połaniec, będąca dawniej rezydencja Kasztelana.
Połaniec początkowo założony był na wzgórzu, w pobliżu Wisły, na polach należących obecnie do folwarku Maki, tam też wybudowany został wkrótce po wprowadzeniu wiary chrześcijańskiej kościół pod wezwaniem św. Katarzyny.
Około 1350 r. Kazimierz W. przeniósł miasto nad rzekę Czarną, na to miejsce, gdzie obecnie leży – i przez tegoż króla w nowym mieście założony został nowy kościół drewniany pod wezwaniem św. Marcina. W 1667 r. świątynia ta przyszła do zupełnej ruiny i została rozebrana, a na jej miejscu wybudowano nowy kościół drewniany, który konsekrował sufragan krakowski ks. Tomasz Oborski.
Przed kilkoma laty ogromny pożar nawiedził Połaniec, zniszczywszy doszczętnie kościół parafialny. Obecnie dzięki energii i niezmordowanej pracy miejscowego proboszcza ks. Feliksa Brażewicza buduje się nowa świątynia, w stylu romańskim. Prezesem komitetu budowy jest książę M. Radziwiłł. Takim jest krótki zarys historyczny Połańca, który z biegiem czasu stał się małą osadą liczącą około 5000 mieszkańców w tej liczbie przeszło 3000 ubogiej ludności izraelskiej.
W tym to właśnie ubogim, małym Połańcu zabitym, jak to mówią, deskami od świata, stał się fakt, który można dzisiaj uważać za szczęśliwy horoskop dla jego przyszłości.
Jeszcze 1897 r. pewien mieszczanin z Połańca, kopiąc glinę, na głębokości 6 łokci znalazł dużą czarną bryłę, a nie wiedząc co to jest, udał się do miejscowego proboszcza. Ks. Brażewicz obejrzawszy przyniesiony przedmiot, przyszedł do przekonania, że owa czarna bryła, jest nic innego, jak węgiel kamienny, w najlepszym gatunku, tak zwany antracyt belgijski, udał się niezwłocznie do zarządu dóbr staszowskich, komunikując swoje spostrzeżenie i za jego to właśnie namową ówczesny plenipotent dóbr. p. Oskner rozpoczął robić własne poszukiwania.
W roku 1898 p. Oskner ustąpił z zajmowanego stanowiska, skutkiem czego dalszych poszukiwań zaniechano. Dopiero w grudniu przybył do Połańca p. Morkis, właściciel kopalni węgla w Myszkowie pod Będzinem i rozpoczął w dalszym ciągu poszukiwania na własną rękę. I to obecnie w cichym dotąd Połańcu zawrzał ruch i życie; zjechali się górnicy, sprowadzono maszyny i poszukiwania trwają bez przerwy. Przy wierceniu bezustannie dniem i nocą pracuje po 12 ludzi. Poszukiwania robione są tuż nad Wisłą na równinie koryta rzeki i o pół wiorsty od osady. Świder pracuje dopiero na głębokości 40 s., a zamierzają wiercenie doprowadzić do 600 s. głębokości.
Wspólnikiem p. Morkisa jest p. Hereberg znany kapitalista i przemysłowiec z Łodzi, oraz kilku innych fachowców górników. Panowie ci, na zasadzie robionych badań, prób, pokładów gruntu mają pewną nadzieję i twierdzą, że rezultat poszukiwań będzie pomyślny, że węgiel znajdzie się. Jeżeli poszukiwania doprowadzą do jakiegoś pozytywniejszego rezultatu, nie omieszkam w swoim czasie donieść czytelnikom gazety; tymczasem zaś podaję powyższe dane, jakie dzięki uprzejmości czcigodnego ks. proboszcza otrzymałem.
Kwestia znalezienie węgla zrobiłaby ogromny przewrót w stosunkach przemysłowo-handlowych naszej okolicy, dlatego też wszyscy z upragnieniem oczekujemy chwili, w której oczekiwania nasze urzeczywistnią się. Daj Boże, aby chwila ta nadeszła jak najprędzej!