Kolejny trzeci – od początku budowy – mój przyjazd do Elektrowni w Połańcu przypadł w okresie inwestycyjnego finiszu tego wielkiego, liczącego sie w polskiej energetyce obiektu.
“POŁANIEC NA FINISZU”
Tekst: Tadeusz Stec
Gazeta Krakowska nr 66 z 10 maja 1982 r.
Nad otoczeniem góruje główny gmach elektrowni i wszystkie obiekty pomocnicze – gotowe lub prawie gotowe. Mniej błota, więcej suchych, uporządkowanych dróg; trwa zagospodarowywanie otoczenia. O ile jeszcze niedawno spotykało się tu najczęściej ludzi z firm budowlanych, teraz przeważają pracownicy eksploatacji.
Zakład ten bowiem od 2 lat już pracuje, stopniowo powiększając w miarę postępu budowy swoją moc produkcyjną. Przyjęliśmy dotąd do eksploatacji – mówi naczelny inżynier elektrowni mgr inż. Sławomir Krystek – pięć bloków po 200 megawatów. W bieżącym i przyszłym roku nastąpi rozruch i włączenie do sieci energetycznej trzech pozostałych bloków – również po 200 MW. Razem, na całość elektrowni złoży się moc 1600 megawatów.
Spokój, ale nie samo uspokojenie
Pierwsze bloki w Połańcu – dodaje inż. Krystek – uruchamiane były w atmosferze presji przemysłu, który wobec narastającego niedoboru energii na przełomie lat osiemdziesiątych – wołał o nowe megawaty. Teraz – i my i budowlani pracujemy w warunkach spokojniejszych, gdyż przemysł wykorzystujący w pełni z powodu braku surowców swojej mocy pracuje na zwolnionych obrotach i dlatego nie odczuwa braku prądu. Spadek poboru mocy przez przemysł w I kwartale tego roku jest niższy w porównaniu z rokiem 1981, o 7 mln megawatogodzin.
Dla energetyki ma to jednak swoje dobre i złe strony. Dobre – to właśnie spokojniejsza praca elektrowni i bardziej normalne prowadzenie remontów – bez gorączki i nerwów. Złą stroną obecnej sytuacji jest natomiast to, że zmniejszone obecnie zapotrzebowanie przemysłu na energię spowodować może osłabienie tempa rozbudowy naszej energetyki. A wówczas, gdy przemysł znów ruszy pełną parą, może on odczuć jeszcze poważniejszy brak energii niż w 1981 roku. Dlatego już dziś rozstrzygnięcia wymaga sprawa przewidzianej w perspektywie budowy elektrowni “Połaniec II”. Byłby to obiekt o mocy 1200 megawatów (sześć bloków razy 200 MW), której ciepło, jako produkt uboczny, byłoby wykorzystywane do podziemnego wytopu siarki w Zagłębiu Tarnobrzeskim.
W krajowej czołówce
Wracając do “Połańca”, będącego w budowie, realizacja tej elektrowni znajdowała się niejeden raz w impasie. Wywoływały go ciężkie warunki geologiczne, gdyż obiekt ten zlokalizowany jest na gliniastym, błotnistym gruncie. Musiano dowozić do pracy ludzi z dużych nieraz odległości, bo w pobliżu brak jest większych osiedli. Nie sprzyjało to stabilizacji załóg budowlanych i skompletowaniu ponad 2-tysięcznej załogi, zatrudnionej przy eksploatacji elektrowni. Do tego doszły nierytmiczne dostawy maszyn i materiałów. I wreszcie, wyraźny pech – pożar na budowie wywołany w 1980 r. nieostrożnością spawaczy, którzy zaprószyli ogień. Pożar, nie mówiąc już o stratach, wywołał przygnębienie psychiczne i wytworzył u wielu ludzi przekonanie, że nad połaniecką elektrownią ciąży fatum. Splot tych niekorzystnych okoliczności musiał spowodować ponad dwuletnie opóźnienie terminu ukończenia całości budowy.
Ale oto teraz, jakby w nagrodę za dotychczasową budowlaną gehennę, pracujące bloki elektrowni znakomicie się spisują. Udany jest, jak się okazuje, zastosowany w Połańcu mariaż elbląskich 200-megawatowych turbin i krajowej automatyki z radzieckimi generatorami. Generatory te, które wprawdzie trudne były i skomplikowane w montażu, wykazują dużą sprawność w eksploatacji. Pracują wydajnie, mimo stosowania węgla o zróżnicowanej kaloryczności. “Połaniec” szczyci się dziś tym, że zainstalowane w nim bloki osiągają w eksploatacji wyższą moc od mocy zainstalowanej. Stawia to elektrownię na czołowym miejscu w krajowej energetyce pod względem wyników eksploatacyjnych. Również bardzo szybko, w rekordowym wręcz tempie, następowało tzw. “oswajanie” bloków, czyli dochodzenie do ich projektowanej mocy. Na przykład turbozespół nr 5, przyjęty do użytku 1 marca 1981 r. miał dawać po kilku miesiącach 40 procent mocy, tymczasem już w pierwszym miesiącu eksploatacji osiągnął 95 procent swojej wydajności.
Transport wodny – stracona szansa
Na stabilną pracę elektrowni mają także niemały wpływ rytmiczne dostawy węgla. Jesienią 1981 r. elektrownia musiałą zadowalać się niekiedy nawet 3-dniowym zapasem, obecnie zapasy te wynoszą 14 dni. Co dobę dociera do “Połańca” 14 tys. ton węgla (5-6 pociągów), który przewożony jest z kopalń: “Janina”, “Murcki”, “Brzeszcze” i w niewielkiej części z kopalni “Ziemowit”. W projektach ta właśnie ostatnia kopalnia miała być głównym dostawcą dla “Połańca”, węgla jakościowo wyższego faktycznie jednak elektrownia zdana jest na gorszy przy czym najniższej wartośći dostarcza kopalnia “Janina”.
A propos dostawy węgla. Wszystko wskazuje na to, iż rzeczywistość przekreśliła – a już na pewno poważnie oddala – szansę na wykorzystanie transportu wodnego. Miała temu służyć kaskada górnej Wisły ze stopniem wodnym w Połańcu, obliczonym na to, aby barki z węglem mogły docierać właśnie do przybrzeżnej elektrowni. Gdy powstała elektrownia “Dolna Odra”, mówiło się, że odwróciła się ona plecami do rzeki, teraz – podobnie ma stać się z “Połańcem”.
Powoli, choć z niemałymi przeszkodami stabilizuje się załoga elektrowni, a z planowanych blisko 1200 mieszkań, które miały być oddane w przyzakładowym osiedlu, przekazano dotąd do użytku tylko 600, w dodatku część wykorzystują pracownicy budowlani. Nie istnieje tu, co gorsze, budownictwo spółdzielcze – jak dotąd nie mogło się ono rozwinąć z powodu braku potencjału wykonawczego. Ale z drugiej strony, bez spółdzielczości, nie uda się rozwiązać w Połańcu problemu mieszkaniowego.
Odpady do pokopalnianych wyrobisk
Jak każda elektrownia cieplna, tak i “Połaniec” powoduje uciążliwości i rodzi zagrożenia. Idzie tu o zapylanie atmosfery oraz niszczenie środowiska przez odpady paleniskowe. A przecież okolica, w której stanęła elektrownia to nieliczny już w Polsce kawał nieskażonego, nadwiślańskiego krajobrazu, na którym latem, jak okiem sięgnąć, zielenią się zboża, łąki i skupiska drzew. Spoglądam na kominy elektrowni. Jednym z nich idzie w górę dość wątły, biały dym. Czy i w tym przypadku – pytam inż. Krystka – ceną, jaką zapłacimy za posiadanie energii elektrycznej, będzie zniszczenie przyrody?
Dym, który pan widzi – uspokaja mnie inż. Krystek – nie zawiera pyłu, lecz parę wodną. Nie podzielam obaw o zagrożeniu środowiska przez naszą elektrownię. W kominach zainstalowane są bowiem wysokosprawne filtry o wydajności powyżej 98 procent. Do Połańca przyszedłem z elektrowni “Kozienice”, która – jak wiadomo – zbudowana została w wielkim kompleksie leśnym w Puszczy Kozienickiej. Po kilku latach pracy tej elektrowni nie widać ujemnego jej wpływu na lasy. Z tym większym spokojem mogę mówić o “Połańcu”. Elektrownia ta nie zanieczyszcza również Wisły, gdyż ścieki, izolowane od rzeki, mają obieg zamknięty i odprowadzane są na składowiska pyłów i popiołu.
Ostateczną jednak odpowiedź o ewentualnych skutkach zanieczyszczeń dadzą naukowcy z krakowskiego oddziału PAN, którzy przystąpili do prowadzenia analiz wpływu elektrowni na środowisko. Ciepła woda, odprowadzana do Wisły, nie wywiera również ujemnego wpływu na życie biologiczne rzeki. Naukowcy z PAN przebadali odpady popaleniskowe i stwierdzili, iż nie są one radioaktywne. Korzystają z nich nieodpłatnie okoliczni mieszkańcy, używając ich m.in. do wysypywania dróg. Odpady mogłyby być wykorzystane także przez wytwórnię materiałów budowlanych.
Wszystko to nie rozwiązuje jednak problemu, zwłaszcza że teren pod wysypiska jest ograniczony i elektrownia nie dostanie na ten cel więcej miejsca. Dlatego jedynym wyjściem z sytuacji będzie wywożenie pyłów i odpadów do wyrobisk po wyeksploatowanej kopalni siarki w Piasecznie. Wyrobiska te są na tyle duże, iż nie zabraknie w nich miejsca na odpady z elektrowni do końca jej istnienia. Trzeba jednak wyprodukować pyłoszczelne wagony do przewozu odpadów, aby ich transport do Piaseczna mógł ruszyć nie później niż w latach 1986-87.
Nie obeszło się bez inżyniera Zielińskiego
Odgłosy pracy dochodzące z przeciwległego końca głównego, potężnego gmachu elektrowni, potwierdzają, iż trwa jej budowa, której generalnym wykonawcą jest krakowski “ENERGOPRZEM”. Całością robót kieruje tu inż. Józef Zieliński. Ten sam Zieliński, który budował elektrownię w Kozienicach i dał się poznać w tym okresie szerszemu ogółowi poprzez udzielania częstych wywiadów w telewizji. Widać, że Zieliński jest mocny nie tylko w “gębie”, bo dano go do Połańca przed dwoma laty, a więc w najtrudniejszej sytuacji.
Nie mogło tu być dla nikogo łatwo – wyjaśnia szef budowy – bo elektrownia od samego początku powstawała w bardzo nietypowych warunkach. Była już o nich mowa, ale ja chcę wspomnieć o równie nietypowej technologii prowadzenia budowy. “Połaniec” zaczęto wznosić w pewnym sensie od końca, a więc od ostatniego bloku. Żeby to jednak stało się możliwe, trzeba było najpierw wykonać gospodarkę ziemną dla wszystkich ośmiu bloków. A czym są takie roboty niech świadczy choćby to, że jedna trzecia elektrowni znajduje się pod ziemią. Jeżeli można mówić o błędzie, jaki popełniono tu na początku, to tkwi on głównie chyba w tym, że dano się namówić na przyjęcie skróconego, nierealnego terminu budowy elektrowni. Tymczasem tu nie wolno było się śpieszyć. W konsekwencji – zamiast skrócenia, nastąpiło wydłużenie terminu budowy. Sądzę jednak, że teraz już szczęśliwie przekażemy pozostałe try bloki. W czerwcu 1982 r. mamy oddać szósty blok, a z końcem grudnia – siódmy, a w przyszłym roku – ósmy, ostatni turbozespół. Będzie to chyba również moja ostatnia budowa, bo wybieram się na emeryturę. Wie pan, ludzie mają różne hobby, którym poświęcają się, gdy odchodzą w stan spoczynku. Ja całe życie zajmowałem się tylko pracą i budowaniem. Przez ten czas czegoś się nauczyłem i coś potrafię. Dlatego myślę, że będąc nawet na emeryturze – a dopisze mi zdrowie – mogę jeszcze przydać się na coś młodszym kolegom.
_________
W niedzielę 9 maja 1982 roku, za pośrednictwem PAP dowiedzieliśmy się, że inż. Józef Zieliński nie żyje.

Józef Zieliński (ur. 22 stycznia 1914, zm. 8 maja 1982 w Warszawie) – polski inżynier, budowniczy elektrowni. W młodości był sportowcem, uprawiał gimnastykę. Podczas II wojny światowej działał w ruchu oporu. W latach 1948-1950 był wiceprezesem ds. administracyjnych Polskiego Związku Gimnastycznego, po likwidacji związku wszedł w 1951 w skład zarządu Sekcji Gimnastyki Głównego Komitetu Kultury Fizycznej jako III wiceprzewodniczący. W 1958 został odznaczony Złotą Odznaką PZG. Uzyskał tytuł inżyniera. W okresie PRL był budowniczym polskiej energetyki. Kierował budowami elektrowni m.in. „Pątnów”, „Kozienice”, „Połaniec”. W 1936 ożenił się z Hanną Dubowską, z którą miał troje dzieci: Tomasza (1937–1964), Michała (ur. 1939) i Barbarę. Zmarł 8 maja 1982 w Warszawie. Został pochowany 13 maja 1982 na Cmentarzu Stare Powązki w Warszawie, kwatera 14-3-3 (Wikipedia).