Igor Arendarczyk ma 9 lat i walczy z nieoperacyjnym guzem mózgu. Przeciwnik jest śmiertelnie groźny, a w Polsce nie ma na niego skutecznego lekarstwa. Jedyną nadzieją są specjalistyczne badania molekularne guza, które mogą wskazać terapię celowaną, skrojoną dokładnie pod ten typ nowotworu. Badania i leczenie w zagranicznej klinice mogą kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych.
Igor Arendarczyk zawsze był trochę nieśmiały, lękliwy i wycofany. W przedszkolu nie chciał bawić się z innymi dziećmi, mało rozmawiał z opiekunkami. Ale rodzice włożyli mnóstwo pracy w ośmielenie synka. Godziny pracy z psychologiem, terapia biofeedback dały w końcu efekt. Igorek poszedł do pierwszej klasy zupełnie odmieniony.
– Doskonale się odnalazł w szkole. Zaadoptował się niemal natychmiast, zaangażował w życie klasy – opowiada mama Igorka, pani Lucyna.
– Dostawał nawet uwagi za gadanie na lekcjach, ale to mnie nawet cieszyło, bo świadczyło o tym, że synek się prawidłowo rozwija i ma kolegów.
Wszystko zaczęło się układać. Igorek z miesiąca na miesiąc był coraz bardziej samodzielny. Przestał się bać, nabrał pewności siebie. Dlatego w trzeciej klasie zaczął już sam jeździć do szkoły autobusem. I doskonale sobie radził.
Epidemia zmieniła wszystko
Tak pomyślnie wszystko szło do momentu wybuchu pandemii i zamknięcia szkół. Igor Arendarczyk został w domu razem z babcią i młodszym bratem.
– Zaniepokoiło mnie to, że jest taki osowiały. Nic go nie cieszyło, niczym się nie interesował. Nie chciał się nawet bawić z bratem. Najchętniej siedziałby cały dzień przed telewizorem. Nawet na spacer nie mogliśmy go wyciągnąć – opowiada pani Lucyna.
– Wtedy tłumaczyłam sobie to tym, że pewnie brakuje mu kontaktu z kolegami z klasy. Że to dlatego, że tęskni za szkołą, a każdy kolejny tydzień zamknięcia, pogłębia tę tęsknotę. Byłam pewna, że to ona tak na niego wpływa.
Ale na początku maja pojawiły się nowe niepokojące objawy. Igor Arendarczyk zaczął utykać. Na początku rodzice byli przekonani, że to wina trochę za dużych nowych butów. Ale po kilku dniach chłopiec zaczął również kuleć, gdy chodził na boso po domu.
– Pociągał nóżką coraz mocniej. W końcu dostaliśmy skierowanie do ortopedy, ale zanim doczekaliśmy się na termin wizyty stan synka się pogorszył. Zaczął jeść tylko lewą rączką. Pojawiły się ogromne trudności z pisaniem – nie można było rozczytać jego pisma. Ale najbardziej przestraszyłam się, gdy pewnego dnia zobaczyłam jego uśmiech. Kącik ust po jednej stronie zupełnie opadł. Dlatego synek nie mógł się nawet normalnie uśmiechnąć – opowiada mama Igorka. – Znów pobiegliśmy do pediatry, która tym razem dała nam od razu skierowanie do szpitala.
Życie w sekundę runęło w gruzach
Igorek trafił wraz z mamą do szpitala w Kielcach. Tam lekarze zrobili rezonans magnetyczny, który pokazał, że w główce chłopca jest ogromny, prawie 6-centymetrowy guz. Z tego powodu po godzinie, w nerwach i stresie powiedzieli pani Lucynie, że chłopczyk musi natychmiast trafić do Centrum Zdrowia Dziecka i że będzie musiał przejść tam operację.
– Wiedziałam, że sytuacja jest dramatyczna, ale jechałam do Warszawy z wiarą, że lekarze zoperują mojego synka i wróci do zdrowia. Niestety. Niemal na samym wejściu neurochirurdzy rozwiali moją nadzieję. Powiedzieli, że nie są w stanie go wyciąć i dlatego jedyne co mogą zaproponować to biopsję – wspomina ze łzami w oczach pani Lucyna. Wtedy mama Igora chwyciła się tej jedynej szansy – wiary w to, że guz jest niezłośliwy i synek pokona chorobę.
Biopsja odbyła się 26 maja. W Dzień Matki. Jej wynik odebrał wszelką wiarę. Guz jest wyjątkowo złośliwy. Nieoperacyjny, bo umiejscowiony w bardzo niebezpiecznym miejscu. Każda interwencja chirurgiczna mogłaby nieodwracalnie uszkodzić mózg chłopca, dlatego nikt nie podejmie się zabiegu.
– Lekarze bardzo brutalnie powiedzieli mi, że na tego guza nie ma lekarstwa. Dlatego chemia może tylko przedłużyć życie, a nie je ocalić. To jednak dziś dla nas jedyna szansa – tłumaczy pani Lucyna.
– I tak, w Dzień Dziecka mój synek trafił na onkologię. W prezencie na swoje święto dostał pierwszą chemię… Nie mogę się z tym pogodzić – płacze mama Igorka.
Szansa tylko za granicą
Dziś Igorek jest już po pierwszych dwóch cyklach chemii, którą znosi wyjątkowo źle. Męczą go gwałtowne wymioty i biegunki.
– Na początku się jeszcze złościł na mnie, nie odzywał przez pół dnia. Płakał z bezradności – opowiada pani Lucyna.
Dziś chłopczyk jest już pogodzony, z tym że musi jeździć do szpitala. Ale ogarnia go w szpitalu takie przygnębienie i rezygnacja, że mamie kroi się serce, gdy na niego patrzy. Igorek blokuje się i zupełnie wyłącza. Nie interesuje go zupełnie nic. Nie chce nawet wyjść z łóżka. Cały czas leży, godzinami wpatrując się w jeden punkt.
– Gdy minął pierwszy szok zaczął wypytywać o wszystko. Na korytarzu widział łyse główki dzieci, a i jemu zaczęły wypadać włoski. Miał bezwładną rękę i nogę. Dlatego koniecznie chciał wiedzieć, co mu dolega. Cierpliwie tłumaczyłam mu, że ma w główce guza i musimy go wyleczyć – opowiada pani Lucyna.
Mama Igora jest silna. I bardzo chciałaby wierzyć w to, że wszystko jest tak proste, jak zapewnia swojego synka. Niestety przeciwnik jest śmiertelnie groźny, a w Polsce nie ma na niego skutecznego lekarstwa. Z tego powodu jedyną nadzieją są dziś dla Igorka specjalistyczne badania molekularne guza, które mogą wskazać terapię celowaną, skrojoną dokładnie pod ten typ nowotworu.
Majątek za życie
Badania i leczenie w zagranicznej klinice mogą kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych. Poza nimi szans nie ma wcale.
– To wszystko tak szybko się potoczyło, że nawet nie było czasu, żeby się pozbierać. Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś dał mi nadzieję. Żebym miała dzięki niej siłę by walczyć – płacze pani Lucyna.
– Zrobiłabym wszystko, żeby uratować mojego synka. Ale już teraz wiem, że choćbym serce oddała, to sama nie dam rady. Będę potrzebować wsparcia i pomocy w zbieraniu pieniędzy. Bo tylko pieniądze dają dziś, choć cień wiary w to, że mój synek będzie żył.
Dzięki Tobie Igor Arendarczyk ma szansę zawalczyć o swoje życie.
Dlatego prosimy o wpłaty na konto:
Fundacja ZOBACZ MNIE, ul. Ofiar Oświęcimskich 14/11, 50-069 Wrocław
SANTANDER BANK POLSKA SA: 28 1090 23 98 0000 0001 4358 4104
z tytułem wpłaty: „Igor Arendarczyk”
Pomoc można też przekazać w postaci przelewu internetowego za pośrednictwem strony www.zobaczmnie.org/wplacam. W rubryczce „CEL” prosimy wpisać imię i nazwisko: „Igor Arendarczyk”