W środę 24 marca po raz czwarty obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów. Przypada on w rocznicę niemieckiej zbrodni z 1944 roku na rodzinie Ulmów z Markowej oraz ukrywanych przez nich Żydach.
Rodzina Ulmów z Markowej na Podkarpaciu stała się symbolem polskiej martyrologii za pomoc Żydom. Małżeństwo – Józef i Wiktoria – rodzice sześciorga dzieci, pod koniec 1942 roku przyjęli do swojego domu ośmioro Żydów. Wszyscy, także ciężarna Wiktoria Ulma, zostali zamordowani przez niemiecką żandarmerię, 24 marca 1944 roku. Pośmiertnie Ulmów odznaczono medalem “Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2003 roku w diecezji przemyskiej rozpoczął się proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów, który obecnie toczy się w Watykanie.
Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów, ustanowiony w 2018 roku, jest wyrazem czci dla tych rodaków, którzy okazując miłosierdzie i współczucie, pomagali Żydom w okresie II Wojny Światowej. Swoje bohaterskie czyny motywowali różnymi względami, miłością bliźniego, nauką Kościoła, obywatelskim obowiązkiem czy zwykłą przyzwoitością. Każdy taki przejaw pomocy świadczonej Żydom był wyrazem heroizmu. Od 1941 roku bowiem, na terenach okupowanej Polski obowiązywało niemieckie rozporządzenie o karze śmierci za jakąkolwiek pomoc Żydom. Następnie kary rozszerzono na tych, którzy nie donieśli Niemcom, wiedząc o takich faktach.
Według ustaleń historyków, za pomoc Żydom w czasie II Wojny Światowej straciło życie około tysiąca Polaków. Ocenia się, że w ratowanie Żydów, pośrednio i bezpośrednio, zaangażowanych było około miliona Polaków.
Polacy ratujący Żydów są najliczniejszą grupą osób odznaczonych medalem “Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, przyznawanym przez izraelski Instytut Pamięci Yad Vashem. W gronie uhonorowanych ponad 27 tysięcy bohaterów z 51 krajów, jest 7 tysięcy Polaków. Są wśród nich: Irena Sendlerowa, księża – Michał Kubacki i Jan Zawrzycki, siostry Franciszkanki Rodziny Maryi, Jan Dobraczyński, Henryk Sławik oraz Antonina i Jan Żabińscy.
Medalem “Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” zostali pośmiertnie uhonorowani również Maria i Michał Golba ze wsi Zdzieci koło Połańca. Medal i dyplom honorowy w grudniu 2012 roku odebrał wnuk państwa Golbów, pan Stefan Spała z Łosina pod Słupskiem. Wówczas tak opowiadał o reakcji na odznaczenie dziadków i przedstawiał ich historię.
– Załamał mi się głos, gdy od Żyda z Izraela usłyszałem, że gdyby nie mój dziadek, to jego ojciec by nie przeżył II wojny światowej – zdradza Stefan Spała z Łosina pod Słupskiem.
Maria i Michał Golbowie, dziadkowie od strony mamy pana Stefana, w czasie II wojny światowej żyli i pracowali w swoim małym gospodarstwie, położonym na obrzeżu wsi Zdzieci koło Połańca w województwie świętokrzyskim. Gdy zaczęła się okupacja, Niemcy w 1940 roku wywieźli ich najstarszą córkę Irenę na roboty do Zagłębia Ruhry.
Spędziła tam pięć lat. W 1942 roku podobny los spotkał ich drugą córkę Wandę, później mamę pana Stefana. Ona trafiła na roboty pod Legnicę. Przebywała tam do końca wojny. Już ponad 40-letni Golbowie zostali w domu z najmłodszym, 12-letnim Staszkiem.
– Dziadek nie angażował się w ruchu oporu, choć na tym terenie działała mocna partyzantka Batalionów Chłopskich. Dzięki niej ludzie bali się donosić na sąsiadów, mimo że w okolicy różnych szpicli nie brakowało – relacjonuje opowieści dziadka pan Stefan.
W tych strasznych czasach jednak właściwie każdy widział sceny barbarzyńskich zachowań okupanta. Michał Gobla także był świadkiem, jak hitlerowcy koło remizy w Połańcu strzelali do żydowskich dzieci jak do kaczek.
– Dziadek opowiadał mi także o śmierci najbogatszego Żyda w Połańcu, którego Niemcy zabili i wrzucili do dołu nad rzeką. Do jego wykopania zmusili miejscowych Polaków. Dziadek to wszystko widział i jeszcze drżał, gdy mi to opowiadał, zanim zmarł 22 grudnia 1964 roku – zdradza pan Stefan.
Być może te wstrząsające wydarzenia spowodowały, że postanowił stworzyć dwie kryjówki. Jedną ziemiankę wykopał w stodole, a drugą w pobliskim lesie.
– Dziadek z babcią mieszkali na uboczu wsi, ale pewnie w tym czasie przygotowanie takich ziemianek wymagało nie tylko odwagi, ale i rozwagi, aby te przedsięwzięcia nie rzucały się w oczy i nie zastanawiały innych – uważa pan Stefan.
Na dodatek Michał Golba postanowił, że nie będą one służyły jedynie jego rodzinie, ale także Żydom, których postanowił uratować. W sumie pomógł trzem osobom: pochodzącej z przedmieść Krakowa Toni Szulkind z 10-letnim synem Natanem i dziewczynce Hannie Kurz spod Mielca.
– Dokładnie nie wiem, jak te osoby trafiły do gospodarstwa dziadka. Wiem tylko, że chłopca dziadek spotkał na drodze koło Połańca i kazał mu iść 300-400 metrów przed sobą, aby nikt nie pomyślał, że coś ich łączy. Do domu dziadków dotarli, gdy było już ciemno. Jak dziadek dotarł do matki chłopca i w jakich okolicznościach przygarnął Hannę, nie wiem. Dziadek tylko opowiadał, że dziewczynka z przejęciem uczyła się pacierza, a dzieci bawiły się z jego synem na podwórzu wieczorem, ale robiły to tak, aby w ogóle nie było ich słychać – mówi pan Stefan.
Troje Żydów w jego ziemiance w stodole przebywało prawie dwa lata, w 1943 i 1944 roku. Byli skazani na łaskę gospodarzy, bo trafili do nich wynędzniali i bez żadnych rzeczy.
– Dziadkowie utrzymywali ich dzięki temu, co wyprodukowali w gospodarstwie, ale pewnie musieli bardzo uważać, bo gdyby na przykład nagle zaczęli przerabiać na mąkę więcej ziarna, to by to zwracało uwagę – przypuszcza pan Stefan.
Ukrywani opuścili ziemiankę, gdy przez ziemię świętokrzyską przeszedł front polsko-radzieckich wyzwolicieli spod jarzma niemieckiego. Przedtem jednak Golbowie przeżyli rodzinną tragedię.
– Ich syn zaraził się bowiem tyfusem od Natana i po ciężkiej chorobie zmarł. To zapewne było bardzo ciężkie doświadczenie dla dziadka, bo los okazał się dla niego okrutny – dodaje pan Stefan.
Po wojnie córki Golbów całe i zdrowe wróciły do domu. Mama pana Stefana wyszła za mąż i wyjechała szukać szczęścia na Ziemiach Odzyskanych. Tak trafiła w okolice Słupska. Uratowani przez Golbów Żydzi wyjechali natomiast do Izraela. Poprzez Czerwony Krzyż próbowali później nawiązać listowny kontakt z rodziną Golbów.
Na krótko, bo rozwijany wówczas w Polsce rządowy antysemityzm nie sprzyjał tego rodzaju kontaktom. Na dodatek jeden z sąsiadów podpalił zabudowania rodziny Golbów. Według rodziny pana Stefana mogło się tak stać z zemsty za to, że dziadek ukrywał Żydów. To już jednak przeszłość, do której rodzina już nie wraca.
Dopiero teraz dowiedziałem się od córki Hanny, która zmarła 18 lat temu, że jej rodzice z wdzięczności wysyłali do moich dziadków co roku skrzynkę pomarańczy, ale one do nich nie dochodziły. Pewnie z powodu przepisów sanitarnych – przypuszcza pan Stefan.
Z kolei syn Natana powiedział panu Stefanowi, że jego ojciec przez całe dorosłe życie nikomu nie opowiadał o swoich wojennych przeżyciach. Po jego śmierci synowa znalazła jednak dokumenty, z których dowiedziała się, że jej teść przetrwał okupację w Polsce dzięki pomocy chłopów spod Połańca.
To ona rozpoczęła starania, aby Maria i Michał Golbowie otrzymali medal i dyplom honorowy Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Decyzję w tej sprawie Rada ds. Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przy Instytucie Pamięci Narodowej Jad Waszem w Telawiwie podjęła. 20 września.
Natomiast 4 grudnia, w 70. rocznicę powstania Rady Pomocy Żydom “Żegota” w Kancelarii Premiera Rady Ministrów w Warszawie odbyła się uroczystość wręczenia tego odznaczenia. Wraz z siedmioma innymi osobami Spała przyjął to wyróżnienie z rąk Zvi Rav-Nera, ambasadora Izraela w Polsce. W ceremonii uczestniczył także ambasador USA i Władysław Bartoszewski jako przedstawiciel polskiego rządu.
Na okolicznościowym dyplomie, który wraz z medalem otrzymał pan Stefan, napisano, że imiona jego dziadków zostaną umieszczone na pamiątkowej tablicy Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata na Wzgórzu Pamięci w Jerozolimie.
Źródło: GP24.pl, gov.pl