Komary uprzykrzają życie mieszkańcom Połańca i okolic. Czy władze miasta planują opryski?

Fot. Pixabay

Z pewnością nikt z nas nie ma wątpliwości, że komary, meszki i kleszcze są niezwykle uciążliwymi owadami, które swoją obecnością potrafią zrujnować nawet najlepiej zaplanowany wypoczynek na łonie natury. Uporczywe brzęczenie, a także ryzyko ukąszeń, które mogą wywołać reakcje alergiczne, a nawet poważne choroby, to z pewnością elementy skutecznie zniechęcające do przebywania na świeżym powietrzu.

Właśnie te owady w ostatnich dniach uprzykrzają skutecznie życie mieszkańcom miasta i gminy Połaniec. Specyfika położenia Połańca, który leży między trzema rzekami, a zwłaszcza w małej odległości od królowej polskich rzek Wisły powoduje, że mamy co roku do czynienia z plagami komarów. Po dość deszczowym i chłodnym maju, nadeszły nieco cieplejsze dni i – niestety – uaktywniły się komary, na które skarżą się mieszkańcy naszej gminy.

Nasi czytelnicy zwracają uwagę, że są obecne w prawie każdej części miasta, a spotkać je można nie tylko wieczorami, ale też w ciągu dnia.  Insekty atakują już nie tylko na terenach mocno zakrzaczonych, ale też na osiedlach, placach zabaw, działkach i boiskach. Nie sposób wyjść na spacer i wrócić niepogryzionym.

Niestety już się pojawiły, wystarczy, że poziom wody w Wiśle się podniesie i mamy co mamy. Popołudniem wyjść przed dom posiedzieć lub popracować w ogródku jest niemożliwe – poinformowała mieszkanka Połańca.

Czy władze miasta zamierzają przeprowadzić akcję odkomarzania?

Od pojawienia się komarów nasza redakcja zostaje zasypywana pytaniami od czytelników o tej treści. 28 maja wysłaliśmy zapytanie w tej sprawie do władz Połańca. Niestety do dnia dzisiejszego nie dostaliśmy odpowiedzi.

Pewne jest, że komary tak szybko nie znikną. Będą nas nękać, a jeśli początek lata będzie deszczowy to kałuże i zalane łąki staną się prawdziwą wylęgarnią. W niektórych miastach w regionie, w związku z inwazją „gryzących” owadów stosowane są już opryski miejsc, w których się rozmnażają. Opryski skutecznie zabijają komary, ale niszczą inne owady a koszt oprysku jest bardzo wysoki.

Czy jest alternatywa? Odpowiedź jest prosta – jerzyk.

Już wiele miast zaczyna wieszać na budynkach budki lęgowe dla jerzyków lub od kilku lat już wiszą budki lęgowe.

Marina Puławy. Fot. lublin.wyborcza.pl
Fot. sedziszow-mlp.pl
Starachowice montują budki. Fot. TVN24.pl
Przykład montażu budek na blokach w Warszawie. Fot. Facebook

Co wiemy o tych ptakach?

Gdy tylko temperatura rośnie i w Polsce zaczyna być więcej słońca, ze środkowej Afryki wracają na swoje tereny lęgowe jerzyki. Ptaki te wracają do Polski na pięć miesięcy, by odchować młode, po czym znowu wyruszają w drogę do ciepłych krajów. Ale niech Was nie zmyli kształt ciała jerzyka, bo choć sylwetka tego ptaka przypomina jaskółkę, to bliżej mu do… kolibra.

Większość ludzi z jerzykami ma do czynienia na co dzień. Wystarczy zadrzeć głowę do góry, by zobaczyć ich gonitwy za smakowitym kąskiem. Jednak większość osób nie ma pojęcia, że patrzy na jerzyka. Kogo by nie spytać, powie, że to przecież jaskółka. Jednak po dłuższej obserwacji, zaczynamy zauważać, że coś jest nie tak. Skrzydła długie, sierpowate, no i styl lotu jakby nie jaskółkowaty. Ciemna sylwetka bez białego podbicia i głos zupełnie inny. (źródło: ekologia.pl)

Lubią jeść komary i meszki.

Jerzyki są rzeczywiście bardzo wydajne, jeśli chodzi o redukowanie liczby drobnych owadów latających. Jeden osobnik w ciągu doby może zjeść nawet 20 000, w tym bardzo wiele dokuczliwych dla człowieka komarów oraz meszek. Jednak zaproszenie jerzyka do ogrodu nie jest łatwym zadaniem – ptaki są związane głównie z budynkami, do których przeniosły się ze swoich pierwotnych siedlisk w skalistych górach. Większość zasiedla wysokie budowle, choć ptaki mogą gniazdować również np. w domach jednorodzinnych, o ile są odpowiednio wysokie (co najmniej dwa piętra) i możliwy jest swobodny dolot do otworu gniazdowego.

Źródło: ekologia.pl