Zbigniew Baran ma 47 lat. Mieszka w Rybitwach k. Połańca, gdzie zajmuje się uprawianiem działki. Uwielbia zwierzęta i przebywanie na łonie natury. Jego pasją jest wędkarstwo oraz sport, którym zajmuje się od niedawna. Swoją sportową przygodę rozpoczął od biegania, które jak sam mówi uratowało mu życie. Jest przykładem, że nic tak nie kształtuje charakteru jak właśnie sport. Uczy pokory, buduje siłę ducha, hartuje ciało i odpręża umysł, pozwala przezwyciężać słabości i uczy, że nie ma trudności, których nie można byłoby pokonać. W 2020 roku przebiegł swój pierwszy maraton i od tamtej pory nie zwalnia tempa. W lipcu ukończył prestiżowe zawody Garmin Iron Triathlon na dystansie ¼ IM (950 m pływania 45 km na rowerze i 10.5 km biegu), a dwa miesiące później dokonał niesamowitego wyczynu. Wystartował w Mistrzostwach Polski na dystansie długim w ramach Castle Triathlon Malbork 2021. W czasie 13:09:30 ukończył mordercze zawody triathlonowe pokonując dystans 3,80 km płynąc, 180 km jadąc rowerem i przebiegając pełny – 42,2 km – maraton!
Dla wielu osób już samo przeczytanie opisu triathlonowych zmagań wzbudza niedowierzanie. Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że normalny człowiek nie jest w stanie przebiec, przepłynąć, przejechać rowerem takiego dystansu, a co dopiero wszystko na raz! Jak tego dokonałeś?
Szczerze mówiąc to sam tego nie wiem (śmiech). A tak serio to myślę, że to kwestia odpowiedniego przygotowania i nastawienia. Zakodowałem sobie w głowie, że jak stanę na starcie IM to zrobię wszystko, żeby stanąć też na mecie. Choćbym na kolanach miał dojść. Powtarzałem sobie to przez całe zawody.
Zacznijmy od początku. Jak rozpocząłeś przygodę ze sportem?
Od dawna myślałem o bieganiu tylko nie mogłem się zebrać. Jakieś 2-3 lata było tak, że kilkukrotnie podejmowałem próbę systematycznego biegania, ale ciągle mi się to nie udawało. Biegałem 2 tygodnie, później przerwa. I tak w kółko. Brakowało mi motywacji i ciągle szukałem banalnych wymówek pozwalających odpuścić trening. Jedną z nich była nieodpowiednia pogoda, deszcz czy chłód, dlatego w 2019 r. wpadłem na pomysł by kupić bieżnię. Postawiłem ją sobie w kuchni i tak tam postała 2 tygodnie. Po tym czasie siedząc w drugim pokoju patrzyłem na nią i sam do siebie powiedziałem „tyle pieniędzy wydałem na tą bieżnię i ona ma tak sobie stać?”, więc w końcu zacząłem jej używać.
A w młodości byłeś związany ze sportem?
W podstawówce zacząłem trenować zapasy. Następnie kontynuowałem treningi w technikum w Sichowie, ale tylko przez rok, ponieważ biorąc udział w zawodach Szkół Rolniczych doznałem kontuzji. Mimo, że udało mi się wtedy wywalczyć pierwsze miejsce w swojej kategorii na szczeblu makroregionów, czyli lubelskie, kieleckie i tarnobrzeskie to moja przygoda z zapasami dobiegła końca. Później było wojsko, następnie podjęcie pracy, więc od tamtej pory ze sportem raczej nie miałem zbyt wiele do czynienia.
W 2007 r. wydarzył się nieszczęśliwy wypadek, który zmienił Twoje życie bezpowrotnie. Jak do tego doszło?
Byłem w pracy, gdzie doszło do wypadku. Ktoś załączył maszynę, która wciągnęła i zmiażdżyła mi rękę. Trzeba było ją amputować… (chwila ciszy)
Jak wygląda życie po takim wydarzeniu?
Bardzo trudne pytanie…Na początku było ciężko. Nie mogłem pogodzić się z zaistniałą sytuacją. W głowie zadawałem sobie pytania, dlaczego do tego doszło i jak moje życie będzie wyglądało. Następnie nastąpił u mnie etap akceptacji. Zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie da się z tym zrobić i nie mam wpływu na zaistniałą sytuację. Od początku wiedziałem, że jak sobie sam z tym nie poradzę to nikt mi w tym nie pomoże, żaden psycholog czy terapeuta. Najgorsza była świadomość, że nie wykona się pewnych rzeczy, które robiło się wcześniej. Analizowałem w głowie jak ja je wykonam. Po kilku dniach w szpitalu poprosiłem siostrę o przyniesienie długopisu i zeszytu, by jak najszybciej nauczyć się pisać. Wziąłem długopis do lewej ręki i po jednej literce, cały alfabet jak w przedszkolu uczyłem się pisać. Jednak najdłużej zastanawiałem się jak ja będę łowił ryby (śmiech). Na szczęście tego też się nauczyłem.
Starałem się żyć w miarę normalnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bo to co później działo się w moim życiu dalekie było od normalności. Zacząłem coraz częściej sięgać po alkohol, który mnie uspokajał i sprawiał, że życie stawało się lepsze i mniej skomplikowane. Jedno czy dwudniowe picie zaczęło zamieniać się w dwutygodniowe ciągi. Pewnego dnia po jednym z takich dwutygodniowych ciągów serce biło mi tak szybko, że wydawało mi się, że zaraz wyskoczy. Byłem przerażony. Czułem się tak źle, że w pewnym momencie myślałem, że umieram. Uświadomiłem sobie, że każdy kolejny raz może być moim ostatnim razem, dlatego postanowiłem z tym skończyć i zawalczyć o siebie. To właśnie wtedy zrodził się pomysł o zakupie bieżni. Zacząłem uprawiać sport, żeby jeszcze trochę pożyć…
Osobom uzależnionym łatwiej wyjść z nałogu, jeśli znajdą czynność, która będzie sprawiała im taką samą radość. Czy w Twoim przypadku sport jest jedną z tych czynności?
Zdecydowanie tak. Sport poprawia nie tylko kondycję, ale daje mi dużo radości. Rozluźnia i daje mnóstwo pozytywnej energii. Podczas treningów zapominam o problemach. Wyznaczyłem sobie cel i przez cały czas mam go teraz w głowie. Staram się całe swoje życie jemu podporządkować. Wiem, że jak człowiek chce czegoś dokonać to pokona wszystkie przeciwności losu. Teraz nie ma dla mnie nic bardziej przyjemnego i satysfakcjonującego jak dobrze wykonany trening, który zawsze staram się robić na 100%.
Miałeś ściśle określony cel. Jak wyglądało dążenie do jego osiągniecia?
Rozpocząłem treningi na bieżni. Pierwsze biegi były krótkie, nieregularne i bez większego planu. Chcąc poszerzyć swoją wiedzę na temat tego sportu zacząłem czytać dużo książek i poradników. Dzięki temu z tygodnia na tydzień robiłem coraz większe postępy. Dodatkowo zacząłem regularnie chodzić na basen. Tam poznałem Rafała Godzwona ( sportowiec z Połańca, zdobywca 3. miejsca w Mistrzostwach Świata w potrójnym Ironmanie). Wiedziałem, że dość mocno związany jest ze sportem, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w tamtym czasie ukończył Ironmana. Gdy dowiedziałem się o jego dokonaniach byłem pod ogromnym wrażeniem. Na początku 2020 roku coraz częściej go spotykałem i przy każdej możliwej okazji udzielał mi rad związanych z bieganiem. Po kilku miesiącach treningów nadszedł moment, w którym chciałem spróbować swoich sił w biegu na 10 km. Poprosiłem Rafała o pomoc w przygotowaniu planu treningowego. W lutym 2020 r. wystartowałem pierwszy raz w biegu na dystansie 10 km. Był to VI Bieg Śladami „Mnicha” i „Zawieruchy” w Rytwianach. Ukończyłem go z czasem 45 min, więc jak na pierwsze zawody rezultat był bardzo dobry. W sierpniu były Biegi Leśne w Czernicy na dystansie 21 km oraz II Bieg Uniwersału Połanieckiego na dystansie 10 km. Wyniki były dobre, ale nie do końca mnie satysfakcjonujące, ponieważ moim głównym założeniem było złamać 40 minut na 10 km co się nie udawało. We wrześniu 2020 roku przebiegłem swój pierwszy maraton. Celem było nie tylko go ukończyć, ale pobiec go w dobrym czasie. Cel został osiągnięty i dystans 42,195 km ukończyłem z czasem 3:25:56. To właśnie po tym starcie pierwszy raz w mojej głowie pojawiła się cicha myśl o IM, ale nie miałem odwagi głośno o tym mówić. W kwietniu tego roku zrobiłem życiówkę na 10 km. Udało się złamać magiczną granicę 40 minut. Zawody „Biegam z czystą przyjemnością” ukończyłem z czasem 39:52!
Czemu triathlon? Przecież jest mnóstwo innych dyscyplin sportowych?
Pomysł na triathlon zrodził się samoistnie. Bieganie wychodziło mi bardzo dobrze i okazało się, że przebiegnięcie maratonu nie zaspokoiło moich ambicji. Równocześnie robiłem coraz lepsze postępy w pływaniu. Na tamten moment potrafiłem przepłynąć 160 basenów. Wiedziałem, że jestem w stanie przepłynąć dystans 4 km i zmieścić się w 2 godzinach. I pewnego dnia pomyślałem sobie, że skoro potrafię przebiec maraton, skoro potrafię przepłynąć 4 km to jeszcze zostaje rower (śmiech). Wtedy wprowadziłem go do swojego planu treningowego. Była to końcówka 2020 roku, więc zdawałem sobie sprawę, że ciężko będzie realizować trening kolarski zimą. Z tego powodu zakupiłem trenażer i większość treningów biegowych i rowerowych przeniosłem do domu. W międzyczasie okazało się, że pomysł na IM zrodził się również w głowie Rafała. Tylko jako już doświadczony triathlonista i sportowiec doskonale zdawał sobie sprawę, że nie da się zrobić wszystkiego na raz i na wszystko przyjdzie czas. Gdy uznał, że jestem już gotowy, przygotował plan treningowy do IM i zaczęliśmy go wprowadzać w życie.
Jak wyglądały przygotowania do IM?
Sam plan do IM to 140 dni, czyli 20 tygodni treningów. Od 8 do 18 godzin tygodniowo. 6-7 dni w tygodniu. Jest to sam czas biegu, pływania i jazdy na rowerze. Do tego dochodzi czas rozgrzewki, schłodzenia, rozciągania i ćwiczeń ogólnorozwojowych, czyli dodatkowo jakieś 4-5 godzin. W planie do IM nie ma określonych kilometrów do przejechania lub przebiegnięcia, wszystko jest określone czasem. Mając w planie np. 60 min. lekkiego biegu to trenując już kilka miesięcy wiem, że będzie to 10 km. Triathlon jest jedną z tych dziedzin sportu, które nie wybaczają odstępstwa od przyjętego planu treningowego. Ja nie odpuściłem żadnego treningu. Wiedziałem, że trening to rzecz święta i tylko dzięki ciężkiej i systematycznej pracy będę mógł osiągnąć wcześniej postawiony cel.
Przejdźmy do samych zawodów. Jak one przebiegają?
Rywalizację zaczyna się od pływania, które odbywa się w rzece Nogat, przepływającej u samych podnóży Zamku Krzyżackiego. Głębokość rzeki 2-3m. Startuje się w piankach. Po wyjściu z wody trzeba udać się do tzw. strefy zmian, gdzie zdejmuje się piankę, zakłada buty kolarskie, kask i wskakuje się na rower. Trasa kolarska składa się z 4 pętli po 45 km i przebiega w całości przez tereny Żuław Wiślanych. Jest płaska i niezwykle szybka. Następnie kolejna strefa zmian, gdzie szybko trzeba przygotować się do kolejnego etapu. Na zakończenie trasa biegowa, która składa się z 6 pętli po 7 km. Pętla wytyczona jest po ulicach, chodnikach i ścieżkach miasta Malbork, a także po Muzeum Zamkowym w Malborku.
Jak oceniasz pierwszy etap, czyli pływanie?
Z pływaniem radzę sobie bardzo dobrze, ale przed startem obawiałem się tego jak poradzę sobie na otwartym akwenie, gdzie temperatura wody jest znacznie niższa niż w basenie. Tym bardziej że mam dość niską tolerancję na zimno. Martwiłem się tym do tego stopnia, że już długo przed zawodami ciągle sprawdzałem prognozę pogody i komunikaty organizatorów o temperaturze wody w rzece. Prognozy nie były obiecujące, dlatego tydzień przed zawodami zacząłem morsować. Postawiłem starą wannę na podwórku, napełniłem wodą i codziennie rano wchodziłem do niej, żeby przyzwyczaić organizm do zimnej wody.
W dniu zawodów zgodnie z moimi przewidywaniami woda była bardzo zimna. Dodatkowo tuż po wejściu do wody zorientowałem się, że zapomniałem założyć zatyczki do nosa. To wszystko spowodowało, że to pływanie po prostu mi nie szło. Organizatorzy podawali, że woda ma 16 stopni, ale miałem wrażenie, że jest niższa. Większość zawodników miało założone długie pianki, które zapewniają lepszą izolację przed zimną wodą. Ja pływałem w krótkiej, ponieważ w długiej żabką nie da się pływać. Po przepłynięciu 1500 m przyszedł pierwszy kryzys, ponieważ z zimna sztywniały mi nogi. Przez chwilę nawet myślałem, że to już koniec, ale w podświadomości ciągle sobie powtarzałem, że skoro już stanąłem na linii startu i wszedłem do wody to nie mogę się wycofać. Potem skupiłem się na tym co mam zrobić, przestałem myśleć o tym zimnie i po prostu płynąłem. Po dopłynięciu byłem tak wyziębiony i zesztywniały, że ledwo wyszedłem z wody.
Później udałem się do strefy zmian, gdzie Rafał pomagał mi się przebrać. Pamiętam, że jak się już ubrałem to złapałem rower, z którym trzeba było przebiec 50 m by dopiero wtedy móc na niego wsiąść. Jak wybiegłem ze strefy zmian z tym rowerem i przebiegłem przez matę zaliczającą rozpoczęcie etapu kolarskiego to na chwilę straciłem świadomość i nie pamiętam jak próbowałem wsiąść na rower. Okazało się, że nie byłem w stanie tego zrobić. Po chwili pojawił się Rafał z kolegą, którzy oddali mi swoje kurtki i podjęli próbę rozgrzania mnie. Trzeba zaznaczyć, że to wszystko działo się po rozpoczęciu etapu kolarskiego, więc czas już był naliczany. Po 20 minutach rozgrzewania wsiadłem na rower i pojechałem.
Do przejechania miałeś 180 km. Czy później wszystko poszło zgodnie z planem?
Na początku z powodu zmarzniętych, ściśniętych i zesztywniałych mięśni jechało się bardzo ciężko. Z powodu tych wszystkich problemów zapomniałem założyć licznik, jechałem tylko żeby jechać. Po 45 km w końcu rozgrzałem się, oddałem Rafałowi kurtki i pojechałem dalej. Na drugim okrążeniu podjeżdżając do strefy bufetu, w której czekał Rafał by wymienić bidony z izotonikiem nie zdążyłem wypiąć buta i zaliczyłem upadek na asfalt. Na szczęście skończyło się tylko porządnym stłuczeniem ręki. Szybko się podniosłem i wsiadłem ponownie na rower. Następne kilometry przejechałem bez przykrych niespodzianek. Udałem się do strefy zmian by zmienić buty i przygotować się do biegu.
Większości naszych Czytelników nie przychodzi nawet do głowy, że można przebiec maraton. Powiedz mi, jak reaguje organizm, kiedy po dwóch poprzednich konkurencjach musisz nagle zrobić coś zupełnie innego i zacząć biec?
Nie miałem z tym problemu. Może dlatego, że w planie treningowym miałem takie zakładki, że jak schodzisz z roweru to masz przebiec 30 minut. Być może w ten sposób przyzwyczaiłem nogi i jak schodziłem teraz z roweru to bieg przyszedł tak naturalnie. Pierwsze dwa okrążenia zrobiłem bardzo szybko, w pewnym momencie zdałem sobie z tego sprawę i postanowiłem zwolnić, bo miałem zbyt wysokie tętno. Po 30 km trochę mi nogi zesztywniały i nie chciały bardzo nieść. Ogólnie czułem się dobrze, ale nie bardzo mogłem później przyśpieszyć. Mimo tych drobnych problemów praktycznie od początku biegu wiedziałem, że uda się go ukończyć. W głowie miałem zakodowane, że nawet jakbym już nie mógł biec to będę szedł, człapał a w razie potrzeby ostatni kilometr będę na kolanach się czołgał, żeby tylko przekroczyć linię mety (śmiech) Miałem świadomość, że mam duży zapas czasu i nie ma innej możliwości jak ukończenie zawodów.
Na etapie rowerowym używasz protezy. Czy to jest specjalna proteza przygotowana pod starty?
Na co dzień bardzo rzadko używam protezy. Po prostu uważam, że jest mi niepotrzebna i w niczym mi nie pomaga. Na początku była przydatna w wykonywaniu podstawowych czynności życia codziennego. Ale z czasem zacząłem dobrze sobie radzić bez niej i teraz uważam, że bardziej mi przeszkadza niż pomaga. Obecnie używam jej głównie na dłuższych dystansach rowerowych. Skróciłem ją i dostosowałem do roweru. Trzymanie kierownicy jedną ręką przyczynia się do zbyt dużego obciążenia jednej strony. Proteza służy za punkt podparcia.
Powiedz mi, co czułeś, kiedy przebiegłeś metę i usłyszałeś upragnione słowa ”Jesteś człowiekiem z żelaza”?
Gdy zbliżałem się do mety usłyszałem w głośnikach mój ulubiony utwór Marty Podulki „Nieodkryty ląd”, który odgrywa szczególną rolę w moim życiu. Piosenka motywuje mnie i daje niesamowitą energię, a jej słowa uświadamiają, że musimy się przełamać i wziąć życie w swoje ręce. Wystarczy tylko uwierzyć w siebie i pokonać lęk. Gdy przekroczyłem metę i usłyszałem, że jestem człowiekiem z żelaza byłem bardzo szczęśliwy i dumny z siebie, ale tylko przez chwilę, ponieważ później tak wszystko mnie bolało, że o tym zapomniałem (śmiech). Poza tym na starcie, gdy zagrali hymn Polski to już wtedy poczułem się zwycięzcą i to uczucie (tak mi się wydaje) przebija to co czułem na mecie.
Czujesz się „człowiekiem z żelaza”?
Ciężko powiedzieć, ale o tym czy nim jestem i jak to jest nim być w życiu codziennym miałem okazję przekonać się tuż po zawodach. Z Malborka wróciliśmy ok. godz. 4:00 rano. Po kilku godzinach podróży ciężko było wysiąść z samochodu taki byłem zastany i obolały. Przespałem się tylko dwie godziny i musiałem wstać nakarmić króliki i zająć się działką. Po zrobieniu wszystkich zadań postanowiłem położyć się spać. Po 30 minutach patrzę dzwoni telefon, odbieram, a moja ciotka mówi „Zbyszek przyszedłbyś, bo ziemniaki będziemy kopać”. Kiedyś jej obiecałem, że pomogę przy wykopkach, dlatego nieładnie było mi odmówić. Byłem zmęczony, niewyspany i wszystko mnie bolało, ale właśnie w tym momencie pomyślałem sobie „kurcze, przecież jestem człowiekiem z żelaza, kto da radę jak nie ja!” i poszedłem kopać te ziemniaki. Śmieję się, że wpisałem sobie to w rozciąganie.
Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś inspiracją dla wielu ludzi z różnymi problemami? Już po pierwszym starcie ¼ IM w mediach społecznościowych jak i pod artykułem naszego portalu pojawiło się mnóstwo pozytywnych komentarzy. Jak to odbierasz?
Ciężko powiedzieć co czuję. Jest to dla mnie z jednej strony przyjemne, a z drugiej krępujące. Na pewno bardzo cieszę się, że ktoś docenia to co robię. Chciałbym by moja historia dotarła do wielu osób i była motywacją dla innych ludzi, którzy na co dzień walczą z różnymi problemami i słabościami. Jak widać nigdy nie jest za późno, by zacząć wszystko na nowo.
Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu. Autorem tych słów był Wojciech Oczko – nadworny lekarz króla Stefana Batorego, doktor medycyny i filozofii. Propagował uprawianie kultury fizycznej widząc w niej korzyści zarówno dla ciała jak i dla ducha. Zgadzasz się z tymi słowami?
Oczywiście, że tak. Jestem tego żywym przykładem (śmiech). Zanim zacząłem uprawiać sport borykałem się z wieloma schorzeniami, Bardzo często towarzyszyły mi bóle kręgosłupa, które dokuczały w wykonywaniu podstawowych czynności. Najlepszym sposobem na ukojenie mojego bólu, okazało się – pływanie. Już po kilku dniach chodzenia na basen poczułem wielką ulgę. Natomiast bieganie pomaga mi wyciszyć się i zebrać myśli. Sport jest lekarstwem na wszystko.
Triathlon to trudna do uprawiania dyscyplina. Nie tylko dlatego, że łączy trzy różne sportowe specjalności. Zawodnik powinien być wyposażony w odpowiedni sprzęt, który jest bardzo kosztowny. Skąd bierzesz na to fundusze?
Jeśli chodzi o przygotowania do IM to miałem trochę odłożonych pieniędzy. Dodatkowo finansowo wsparła mnie firma ENREM Połaniec Sp. z o.o. Dzięki temu mogłem kupić sobie lepszy rower. Fakt, że używany i z tych ze średniej półki, ale na pewno szybszy od poprzedniego. Buty kolarskie kupiłem najtańsze jakie były. Tylko na butach do biegania nie oszczędzam, bo na tym nie ma co oszczędzać. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli będę dalej chciał realizować się w tym sporcie i osiągać coraz to lepsze efekty to będzie mi potrzebny profesjonalny sprzęt. Dlatego bardzo chciałbym znaleźć sponsora, który wesprze mnie w realizacji moich planów. Bez odpowiednich środków finansowych nie poradzę sobie z pokryciem wszystkich kosztów – mimo nawet najwyższych umiejętności czy wymagających treningów.
Czy po tych ostatnich sukcesach zastanawiasz się na tym co byłoby gdybyś miał rękę i czy dzięki temu mógłbyś odnosić jeszcze większe sukcesy sportowe i mieć lepsze rezultaty?
Czasami nachodzą mnie takie myśli, ale może wtedy bym normalnie pracował i nie myślał o sporcie. Za to częściej myślę o tym co by było gdybym wcześniej podjął decyzję o zmianie swojego życia i podjął walkę o samego siebie. Myślę, że gdybym 14 lat temu, czyli tuż po wypadku zaczął trenować triathlon to być może w tym roku oglądalibyście mnie na olimpiadzie (śmiech) Na przeszłość nie mamy wpływu, dlatego staram się skupiać na tym co tu i teraz bo do zrobienia jest jeszcze bardzo dużo.
Jak podchodzisz do swojej niepełnosprawności?
Na początku bardzo denerwowało mnie, że niektórzy traktowali mnie jakbym nic nie umiał zrobić. Chcieli mnie we wszystkim wyręczać., a ja na każdym kroku chciałem udowodnić, że dam sobie radę. Niektórym wprost tłumaczyłem, że to, że nie mam ręki to nie znaczy, że nie mogę czegoś zrobić. Natomiast na tym etapie życia nie mam z tym większego problemu. Wiadomo są ograniczenia, ale każdego dnia staram się przełamywać bariery. Chcę udowodnić wszystkim, że z niepełnosprawnością da się żyć i w miarę normalnie funkcjonować.
Dla wielu pełnosprawnych, niepełnosprawność to niestety wciąż temat tabu. Brakuje nam obycia i odpowiedniej wiedzy dotyczącej zachowania się w stosunku do osób niepełnosprawnych. Też tak uważasz?
Obycie czy sam fakt przebywania z osobą niepełnosprawna ma ogromne znaczenie. Widzę to w kontaktach z ludźmi. Znajomi, rodzina doskonale wiedzą jak się zachować, na co mogą sobie pozwolić w kontakcie ze mną i raczej podchodzą na luzie do mojej osoby, co bardzo mnie cieszy. Gorzej jest, gdy spotykam kogoś nowego. Ludzie nie wiedzą, jak się zachować by mnie nie urazić, przez co tworzy się dystans.
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Na wiosnę chciałbym przebiec jakiś dłuższy bieg. Nie wiem na jakim dystansie, ale będzie to ultramaraton.
Twoje największe marzenie?
Jeśli chodzi o marzenia sportowe to chciałbym kiedyś stanąć na podium. Natomiast poza sportowymi to jednym z marzeń jest skok ze spadochronem, a drugie to największe marzenie pozostawię sobie (śmiech)
Twoja historia jest niesamowita i niesie za sobą bardzo ważny przekaz. Pokonałeś własne słabości i udowadniasz sobie oraz innym, że niemożliwe nie istnieje. Wystarczy pokonać życiowe przeszkody i nie poddawać się bez walki. Bez względu na to, jak trudną ma się za sobą przeszłość, zawsze można zacząć wszystko od nowa.
Postaram się nie zawieść tych, którzy mnie wspierają, ale przede wszystkim będę walczył by nie zawieść samego siebie.
Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wytrwałości w dążeniu do celów, dużo siły w codziennej walce z przeciwnościami losu i słabościami oraz nieustającej wiary we własne możliwości.
Również dziękuję za rozmowę. Za pośrednictwem portalu chciałbym podziękować przede wszystkim mojej Mamie, która jest najważniejszą osobą w moim życiu. Zawsze mnie wspierała i motywowała do zmiany swojego życia na lepsze. Zawsze jest przy mnie niezależnie od tego, czy osiągam sukcesy, czy doświadczam życiowych porażek.
Dziękuję Rafałowi Godzwonowi za plan treningowy do IM, za pomoc w przygotowaniach i treningach oraz poświęcony czas. Za wszystkie porady, wskazówki i wsparcie, ale przede wszystkim za to, że uwierzył we mnie. Dziękuję, że był ze mną w Malborku, bo gdyby nie on to musiałbym jechać jeszcze raz.
Dziękuję firmie Enrem Połaniec za udzieloną mi pomoc i wsparcie finansowe, które pomogło mi w realizacji moich sportowych marzeń.
Dziękuję Alfredowi Urbanowi za wskazówki, porady i kilka lekcji kolarskich.
Podziękowania dla wszystkich, którzy trzymali kciuki oraz dopingowali na całej trasie zawodów.