Wracając pamięcią do lat okupacji hitlerowskiej czuję się w obowiązku oddać uznanie i podziw dla młodzieży Połańca mimo szerzącego się wówczas terroru, mimo zaangażowania w działalność konspiracyjną połaniecka młodzież miała ambicje doskonalenia się moralnego i kształcenia umysłowego.
“POSŁANNICTWO TAJNEGO NAUCZANIA W POŁAŃCU W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ”
Tekst: Krystyna Kasińska
Merkuriusz Kościuszkowski Nr 1-2/60-61 z 1997
Mijają lata, pozostają wspomnienia. Byli tacy, którzy z własnej nieprzymuszonej woli podjęli trud nauczania na tzw. “tajnych kompletach” w warunkach o wielkim zagrożeniu, bo w okupacyjnych prześladowaniach, represjach za patriotyczne działania. Nie można nie wspomnieć o działaniach w Połańcu i jego najbliższej okolicy pana Michała Jańczuka. Pamięć ta przepojona sympatią, autentycznym szacunkiem dla wieloletniego kierownika Szkoły Podstawowej w Połańcu. Pamiętamy tę postać z okresu okupacji hitlerowskiej najbardziej. W tym czasie brał udział w tajnym nauczaniu młodzieży Połańca, ucząc języka niemieckiego, fizyki, chemii i geografii. Przed rokiem 1939 był rzecznikiem budowy nowej szkoły w Połańcu wojna jednak udaremniła realizację tego planu.
Pragnę jeszcze raz podkreślić jego ofiarną, bo z narażeniem życia, działalność oświatową szczególnej wagi, gdy w latach bestialskiego terroru hitlerowskiego Pan Michał Jańczuk prowadził tajne nauczanie w Połańcu na tzw. tajnych kompletach z zakresu szkoły podstawowej i średniej z przedmiotów uprzednio przeze mnie wymienionych. Pamiętam klasę VI i VII ukończoną w czasie okupacji niemieckiej. Pan Michał Jańczuk był naszym wychowawcą. Nade wszystko przykładał wagę do nauczania o języku polskim, a więc do gramatyki i ortografii to czy na własną odpowiedzialność i myślał perspektywicznie, że wiecznie nie będzie trwać wojna, a to się zawsze przydać może. Odczuwało się również, że był erudytą w zakresie tych przedmiotów, wykazywał bowiem rozległą wiedzę, wszechstronna znajomość przedmiotu nauczania, którego się podjął. Odznaczał się dużym oczytaniem. Oszukiwał wroga pozorną lojalnością, fałszywym wiernopoddaństwem, gdyż nie nauczał literatury polskiej surowo zabronionej przez okupanta, bo to było w warunkach okupacji niemożliwe nie tylko z powodu obaw przed represjami wroga, ale przede wszystkim z braku podręczników i niezbędnej lektury. Poza tym, w tych czasach nie wszystkim uczniom było zaufać i pokazywać prawdziwe oblicze patriotyczne. Z nakazu okupanta musieliśmy naukę języka polskiego ograniczyć do czytania szmatławego i bezwartościowego wydawnictwa na użytek ówczesnej szkoły, a mianowicie kilkustronicowego “Steru”. Pismo to nie przedstawiało żadnych wartości wychowawczych. Treść prezentowanych w nim wierszy opowiadań była moim zdaniem ogłupiająca. Było to bezwartościowe czytadło, bo i treść słaba i marna kompozycja. Ten “Ster” służył nam jedynie do ćwiczeń w płynnym czytaniu i ćwiczeń w opanowywaniu pamięciowym wierszy i fragmentów prozy oraz w ćwiczeniu opowiadania i streszczania. Brak nauki literatury polskiej i wartościowego czytelnictwa rekompensował nam nasz kochany nauczyciel i wychowawca pan Michał Jańczuk rzetelnym nauczaniem – jak już wspominałam – gramatyki i ortografii.
Aby “wypolerować” gruntownie nasze wiadomości z tych przedmiotów, które nauczał – zarządzał co pewien czas (po opracowaniu pewnego działu) egzaminy. Bardzo je przeżywaliśmy, by zaliczyć ten sprawdzian, jako że Pan Jańczuk był wymagający i surowy. Wyznaczał egzaminy powtórkowe. Chwała Mu za to, bo ta metoda nauczania miała szansę zaowocować sukcesem u tych, którzy po wyzwoleniu kontynuowali naukę w szkole średniej i musieli nadrobić braki z literatury. Pamiętam jak ćwiczył z nami wypracowania pisemne na różne tematy okolicznościowe, dbając o kształcenie umiejętności poprawnego wypowiadania się pisemnie, a także wypracowywał treść i kompozycję wypracowań.
Niezapomniane są dla mnie lekcje w klasie piątek z panią Jadwigą Jagiełko, która przynosiła do klasy zakazane książki o walorach wychowawczych i artystycznych. Ona je nam czytała w całości. Z zainteresowaniem słuchaliśmy miesięcznych opowiadań z książki “Serce” Amicisa, dziejów bohaterów książki Gustawa Morcinka pt. “Narodziny serca” i innych. Ta lektura była perłą naszego nielegalnego czytelnictwa w porównaniu z lichotą i bzdurnością narzuconego nam do nauki “Steru”.
Wiadomo, o nauce historii w szkole nie można było nawet marzyć, ale jeśli rodzice chcieli zrekompensować swoim dzieciom brak w ówczesnej szkole tego przedmiotu, posyłali je na lekcje prywatnie, do nauczycieli prowadzących z narażeniem życia tajne nauczanie, indywidualne lub zespołowe na tzw. tajnych kompletach, prowadzonych we własnych mieszkaniach lub w mieszkaniu któregoś z uczniów. I taką nauczycielką, która uczyła częściowo we własnym jednoizbowym mieszkaniu była pani Maria Kamińska. Ta pani uczyła języka polskiego i historii z zakresu szkoły podstawowej. Najczęściej chodziła do swoich uczniów, gdzie zwykle zjadała obiad w ramach odpłatności za lekcje. Pani Maria Kamińska przybyła do Połańca jako wysiedlona z województwa łódzkiego i u nas w Połańcu lekcjami prywatnymi zarabiała na życie. Była osobą samotną niezwykle skromną, życzliwą każdemu i bardzo kochającą dzieci. Można ją było zakwalifikować za do tych wyjątkowych osób, które swoją osobowością przepraszają za to, że w ogóle żyją. Nie tylko konieczność życiowa zmusiła tę nauczycielkę do tajnego nauczania ale i wewnętrzny imperatyw, norma moralna skłaniała ją do tego, by pełnić swoje posłannictwo pedagogiczne i patriotyczne w warunkach zagrożenia osobistego. To ona wzbogaciła mnie w wiedzę z zakresu historii i literatury w stopniu podstawowym, niezbędnych do kontynuowania nauki w szkole średniej.

Wspomniałam o panie Michale Jańczuku. Choć młody duchem ale już 78-letni zmarł w 1966 roku swym sercem i umysłem związany był sprawami polskiej oświaty i ludźmi z nim działającymi. Chwała jego pamięci! Zapisał się złotymi zgłoskami w pamięci swych uczniów, nauczycieli z nim współpracujących, w pamięci obywateli Połańca, którzy go znali a jeszcze żyją.
Do nauczycieli, którzy podjęli trud kontynuowania polskiej oświaty z przedmiotów zakazanych, jak literatura polska, historia, geografia Polski oraz języków obcych zapisali się w pamięci wdzięcznych uczniów należy zaliczyć Władysławę Spychała (dziś Tuźnik), panią Janinę Korfanty – nauczycielkę Szkoły Podstawowej w Połańcu kilka lat przed rokiem 1939 r. i w latach okupacji, jako nauczycielkę języka polskiego, szczególną miłośniczkę Juliusza Słowackiego.
Jan Ościk – nauczyciel języka angielskiego Prywatnego (wówczas) Gimnazjum Ogólnokształcącego w Staszowie, a przebywający na tzw. wysiedleniu w Połańcu nauczał tajnie w domu Heleny Łowickiej w ulicy Krakowskiej Małej od października 1944 roku okresu ofensywy styczniowej 1945 roku.
Pamiętam księżnę Radziwiłł, która będąc w Połańcu w czasie istnienia tzw. przyczółka sandomierskiego nauczała matematyki w zakresie szkoły średniej. To ona przygotowywała uczniów, których wcześniej (przed wywiezieniem do łagrów rosyjskich) uczył Zbigniew Trojnar.
Języka polskiego z zakresu szkoły średniej uczyła polonistka prywatnego Gimnazjum i Liceum w Staszowie pani Nowogardzka, będąca na tzw. wysiedleniu a mieszkająca u pana Romana Korczaka.
Bardzo ofiarnie nauczało małżeństwo nauczycielskie Janina i Józef Jasińscy, z narażeniem życia młodzież Połańca i najbliższej okolicy, aby lata wojny nie potęgowały braków w edukacji młodego pokolenia, szczególnie u entuzjastów nauki. Należy podkreślić fakt spontanicznego pędu do nauki wówczas i ambicji młodzieży lat 1939-1945. Małżeństwo Janina i Józef Jasińscy podjęli nie tylko trud tworzenia polskiej oświaty w szerokim tego słowa znaczeniu, ale także zatroszczył się o życie kulturalne młodzieży Połańca. Pani Jasińska pisała teksty kupletów, piosenek okolicznościowych, a jej mąż Józef prowadził bezinteresownie kwartet skrzypcowy i chór kościelny.
Do tych, którzy mieli kaganek oświaty należał inż. Stanisław Hałoński. On uczył tajnie matematyki i fizyki. Języka łacińskiego uczył na tzw. kompletach były student Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Mielcu Feliks Wołoszynowski, który znał psychikę młodzieży i potrafił do niej “trafić”. Dziś tym wszystkim, którzy żyją lub zmarli pociechy potrzeba. A taką pociechę daje im Adam Asnyk (zawsze aktualny) słowami:
Tym którzy smutni, którzy zgnębieni
W milczeniu tylko i ciepią i giną
Tym dla serc trzeba jaśniejszych promieni
Nad idealną krainą
Im zimne słowa mędrców nie wystarczą
I praw koniecznych bezwzględną powagą
Nie będzie dla nich osłoną ni tarczą,
Gdy serce gwałtem szczęścia się domaga.
Trzeba im pociech, których nie da życie;
Trzeba anielskich uśmiechów w błękicie;
Trzeba litosnej nad światem opieki;
Trzeba miłości wiecznej, choć dalekiej.
