Do kolejnych obchodów 229. rocznicy ogłoszenia Uniwersału Połanieckiego pozostał niespełna miesiąc. Z tego też względu zapraszamy do przeczytania ciekawego reportażu Henryka Sikory, który był świadkiem spisanego przez siebie wydarzenia tj. obchodów kościuszkowskich z 12 maja 1946 r. które miały charakter patriotyczno-religijny. Organizatorem święta ogólnokrajowego było Polskie Stronnictwo Ludowe, na które przybyło ok. 30 tys. osób. Mszę świętą na Kopcu Kościuszki odprawił wówczas biskup sandomierski Jan Kanty Lorek.
“UROCZYSTOŚCI KOŚCIUSZKOWSKIE
W POŁAŃCU W ROKU 1946”
Tekst: Henryk Sikora
Merkuriusz Połaniecki, lipiec-sierpień 1998

14 października 1917 r. w setną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki odprawiono w kościele św. Marcina tak jak wszędzie, nabożeństwo za jego pamięć. Podwyższono nawet kopiec z dawnego kurhanu Słowian, na którym podobno był ogłoszony słynny Uniwersał Połaniecki, o czym świadczy modrzewiowy krzyż. Od tego czasu, co roku z okazji Konstytucji 3 Maja odbywały się uroczystości, gdzie po nabożeństwie z kościoła maszerowano na Kopiec. Przeważnie dziatwa szkolna z chorągiewkami, a starsi mało przywiązywali wagę, a to dlatego, że Sejm Czteroletni i Konstytucja 3 Maja nie zwalniały chłopów z pańszczyzny. Policja, jeżdżąc wtedy po wsiach nakładała kary. Przyłapany Chyla Wincenty z Niedziałek zapłacił grzywnę za te wykroczenia. Niewiele jednak strach ten działał na ludność wiejską, więc wprowadzono święto kościelne Matki Bożej Królowej Polski. Teraz na takiej “imprezie” nauczyciele wygłaszali prelekcje i tak to stopniowo nabierało wartości. Z czasem urozmaiceniem była banderia konna, kosynierzy, których organizowali ludowcy m.in. posłowie Dobroch i Smoła. Za okupacji była przerwa, a że 150 rocznica ogłoszenia Uniwersału Połanieckiego wypadła w tym czasie, rocznicę tę obchodzono dopiero po wojnie w 1946 roku. Znów podwyższono krzyż. Z Niedziałek zawieziono tam wielki kamień, by przypominał to wydarzenie. Euforia zapanowała w całej okolicy. Olbrzymie masy chłopstwa zorganizowane w Polskim Stronnictwie Ludowym szykowały się do obchodów. Wieczorami po wsiach ćwiczono musztry i przemarsze. Fundowano sztandary Stanisław Mikołajczyk poderwał całą wieś polską. Stalin po załatwieniu z aliantami haniebnego układu jałtańskiego łaskawie podarował Polsce kilka chwil wytchnienia.
I nadszedł dzień 12 maja 1946 roku. W kierunku Połańca wszystkimi drogami maszerowały różne ugrupowania, związki i organizacje. Połańczanie zawsze chlubili się w organizowaniu “kosynierów”, banderii, a nawet makiet armat, dając serdeczną pamięć o Naczelniku i jego uniwersale. Do dziś się mówi z sarkazmem, że w Połańcu głoszą, że Kościuszko chłopów uziemił. Smutne, że prostym ludziom nie głoszono 14 punktów uniwersału.
W godzinach przedpołudniowych, przy słonecznej pogodzie z ulic Staszowskiej, Osieckiej maszerowali kosynierzy:
Bartoszu, Bartoszu oj nie traćwa nadziei
Bóg pobłogosławi, Ojczyznę nam zbawi.
Za kosynierami banderia, armaty. Za nimi idą chłopskie oddziały PSL. W miarowym rytmie słychać partyzanckie i ludowe piosenki:
Może niedługo patrzył będę
W cudne chabrowe twe oczy
Pójdziemy razem hen poza góry
Żal twoje serce zabroczny
Wraz z kolegami wyjdziem o świcie
W polskie szerokie pole
Pójdziemy śmiało po nowe życie
Po lepszą chłopską dolę.
Śpiew był miarowy, bo Polska okupacyjna to Polska rozśpiewana, a w narodzie tkwi duch pogardy śmierci i duch przetrwania.
A jeżeli zginę od zimnej kuli
Ty o mnie nie płacz dziewczyno
I powiedz kiedyś mojej matuli
Za Polskę chłopcy tak giną
Ty mnie dziewczyno nie żałuj
Ziemia mnie polska cichutko utuli
Ty krzyż na grobie ucałuj.
Może za 50 lat, czy ileś tam lat młode pokolenia będą czuć się wykształcone, ale nie będą mieć ani tyle patriotyzmu, tyle miłości do ojczyzny, ani mieć tak śpiewać pieśni. Na połanieckim rynku zlewały się chłopskie masy, nad którymi łopotały PSL-owskie sztandary głoszące, że “żywią i bronią”.
Rozkwitały pąki białych róż
Wróć Jasieńku z tej wojenki już
Wróć ucałuj jak za dawnych lat.
Piosenki splatały się ze sobą.
Kazała mi moja mama czarną suknię szyć
A ja wcale nie myślała zakonnicą być.
Niosły się te pieśni i piosenki po rynku i po całym Połańcu. Z kierunku Łubnic niosło się echo:
A gdym opuszczał wioskę rodzinną
Marka tonęła we łzach
A gdym się żegnał ze swą lubą dziewczyną
Ta rozpaczała aż strach.
Wkraczały oddziały od Wilkowej i zapełniały rynek:
Ty dziewucho, ty psiajucho
Ty ze mnie szydzisz
A tylko wtedy mnie kochasz
Kiedy we mnie widzisz.
Naprawdę życie tych wiejskich ludzi to nie tylko praca. To również ludowe obrzędy, znaczny dorobek kulturalny. Minęło parę lat, PRL przystąpiły do próby likwidacji tych tradycji. Milicja i ormowcy pałkami rozganiali chłopaków, co to zbierali się wieczorami i gdzieś tam pod wierzbami śpiewali do późna różne piosenki. To chuligani! Zakłócają ciszę nocną! Dziś gdyby ktoś zagwizdał lub zaśpiewał a drodze nazwano by go głupcem. A kto to dziś potrafi? Inne są zainteresowania dzisiejszej młodzieży. Przetrącono kręgosłup kultury narodowej. Ale wtedy w 1946 śpiewano:
Hej chłopcy, bagnet na broń
Długa droga przed nami trud i znój
Po zwycięstwo my młodzi idziemy na bój
granaty w dłoniach i bagnet na broń.
Idą nawet żeńskie oddziały. Jak stado młodych sarenek, suną sprężystym krokiem. Idą wiciarze…
Do niebieskich pował od grud czarnej ziemi
Niech się sztandar nasz wiciowy kolorami mieni.
I tonęło to bractwo w ulicy Mieleckiej, tylko na transparentach widać było: chłop potęgą jest i basta! Szli w pasiakach więźniowie Oświęcimia, Dachau, Majdanka. Nie widać AK-owców, BCh-owców, Jędrusiów, Sybiraków. Im nie wolno było manifestować w ten sposób swojego istnienia. Za to szli zwartym szykiem nieliczni PPR-owcy śpiewając:
Bój to będzie ostatni
Krwawy skończy się trud.
Za nimi PSL-owcy i ludowcy SL.
O cześć wam panowie magnaci
Za naszą niewolę kajdany.
Nie część wam lecz hańba książęta, prałaci
za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany.
Na koniec maszerowała młodzież ze szkół staszowskich. Każda klasa ma swoich doboszy. Od samego Staszowa szli tu pieszo.
Ta-ta-tra. Tra-ta-ta.
I zgromadzili się wszyscy wokół Kopca Kościuszki, na którym przybyłe skądś chóry kościelne śpiewały “Gaude Mater”, “Bogurodzicę”, “Rotę”. Jan Kanty Lorek biskup sandomierski celebrował mszę świętą, a na koniec mszy odśpiewano “Boże coś Polskę“. Ludzie śpiewali podnieceni i z całej mocy. Widać było nieskrywane łzy, wypieki na twarzach. Bo przecież przeżyli wojnę. Nie wiedzieli co to będzie teraz z tą Polską. Wieści, które docierały na wieś nie wróżyły nic dobrego. Terror hitlerowców zastępowany był terrorem stalinowskim. Ludzie czuli się coraz bardziej zagrożeni przez UB. Jak zbrojne hufce czyhają porozstawiani w zaroślach.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie
Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.
Niosło tę pieśń z 30 tysięcy gardeł po tych piaskach, polach aż do skarpy wiślanej. Tu na ziemi Państwa Wiślan. Na drugim brzegu rzeki Wisły widać było gromadę ludzi niemogących przeprawić się na połaniecki brzeg. Na Wiśle w tej okolicy był tylko jeden galar.
Po nabożeństwie głos zabrało wielu mówców, między innymi przedstawiciel Stronnictwa Ludowego – Józef Ozga Michalski, rodem spod Kielc, ożeniony w niedalekim Oględowie. Ozga Michalski zaatakował biskupa, a to, że ludzie w pasie przyfrontowym nadal mieszkają w bunkrach i ziemiankach, a biskup ma 50 pokoi w tym 27 pustych i nie pozwoli ani jednej rodzinie zamieszkać u siebie. Urażony biskup opuścił Kopiec bez pożegnania i udał się w kierunku Sandomierza. Zarzucono potem Michalskiemu, że zepsuł atmosferę tej uroczystości. Na koniec głos zabrał długo oczekiwany mówca z PSL. Już sam jego widok wywołał niesamowitą owację. Koledzy dajcie mi mówić!
Kazimierz Banach, nauczyciel spod Opatowa. “Siostry i bracia moi! Nie będę tu wspominał historii jak moi przedmówcy. To każdy zna. Powiem słów o czasie dzisiejszym…”
Każdy wiedział, że ten czas i ustrój miał na celu kolektywizację, skłócenie Polaków. Ważne, że przedstawiciel chłopstwa miał prawo głosu. Mówca ograniczył się do kilkunastu zdań i wśród owacji zakończył swoją mowę. Mrowie zielonych sztandarów roztrąciło czerwonych, którzy ustawili się z przodu chcąc prowadzić masy. Teraz wśród zieleni sztandarów ludowych widać było tu i tam ich czerwień. Opuszczając kopiec śpiewano:
Jeszcze Polska nie zginęła.
A wśród ludu huczało:
Niemiec, Moskal osiedzie gdy jąwszy pałasza.
Minęło pół wieku a tamten dzień tak na żywo w pamięci pozostał, jakby to było wczoraj. Dzień chłopskiego etosu. (Od redakcji: Autor niniejszych wspomnień był naocznym świadkiem opisywanych przez siebie wydarzeń).