W dniu 15 kwietnia 1954 roku na łamach “Expressu Poznańskiego” ukazała się relacja posła Jana Frankowskiego (1912-1976) pt. “Wielkie kłopoty małego Połańca”, dająca unikalny wgląd zarówno w życie gminy Połaniec, jak i wyzwania, przed którymi stała ta niewielka społeczność. Brak dobrej drogi czy mostu to tylko niektóre z niedogodności, o których mowa w artykule. Mieszkańcy gminy zdawali sobie sprawę z barier ograniczających ich codzienne życie i rozwój lokalnej gospodarki. Jest to też relacja z wizyty posła Jana Frankowskiego, który swoją obecnością i zaangażowaniem pokazał, że nie są to zapomniane sprawy. Obietnice pomocy, które złożył, były nadzieją na zmiany, które mogły zdynamizować postęp w regionie. Czytając reportaż, doświadczymy mocnej lekcji empatii i zrozumienia dla trosk mniejszych społeczności. Będziemy mieli szansę zobaczyć, jak działały ówczesne instytucje państwowe oraz jak wyglądał dialog między przedstawicielem rządu a lokalną gminą. Życzymy miłej lektury!
- Połaniec w 1954 r. to mała gmina, która boryka się z wieloma problemami.
- Mieszkańcy narzekają na brak dobrej drogi, mostu, ośrodka zdrowia, lekarza, studni przy izbie porodowej, elektryfikacji i spółdzielni krawców.
- Poseł, który odwiedził Połaniec, obiecuje pomoc w rozwiązaniu tych problemów.
- Udaje mu się wyremontować most, wykopać studnię przy izbie porodowej, uruchomić ośrodek zdrowia i uzyskać kredyty na remont remizy strażackiej.
- Niestety, nie udaje mu się pomóc w sprawie drogi i elektryfikacji.
* * *
Jeśli jest gdzie “świat deskami zabity”, to na pewno w Połańcu w pow. sandomierskim. Do kolei daleko, do autobusu daleko, dojazd samochodem beznadziejny, bo albo przeszkadza piach, albo błoto, albo zaspy śnieżne, w zależności od pory roku. Z przygodami dojechałem do Połańca, częściowo doszedłem na piechotę. Był tam wyznaczony mój wiec poselski.
Po wiecu siedzimy w Gminnej Radzie Narodowej i gawędzimy. Przez okno widać przejeżdżające wolno wozy, ciągnione przez krowy, na wozach pługi. Krowy łby pospuszczały, ociężale wloką się noga za nogą. Wprawdzie połanieckie ziemie są piaszczyste i miejscowi chłopi liczą je częściej na zagony niż na hektary, ale tym niemniej orka jest dla krów wysiłkiem dużym. Tylko nieliczni mają konie.
Rozmowa schodzi na miejscowe bolączki i mój notatnik pęcznieje. Potrzebna bita droga, aby mogły kursować autobusy, potrzebny most. Ba, nawet byli tu “z gazety” i fotografowali uszkodzony most, dorzuca ktoś jakby z odcieniem dumy. Ale i to nie pomogło. Potrzeby ośrodek Zdrowia i lekarz na miejscu. Ktoś skromniejszy znów wtrąca: “No, niechby przynajmniej studnie wykopali przy izbie porodowej, bo obecnie wodę nosimy z rzeki”. Izba porodowa, doskonale funkcjonująca pod kierownictwem ob. Grelewskiej, to jedyna powojenna inwestycja w Połańcu.
Rozmowa toczy się dalej. Chodzi znów o szkołę, bo kilkaset dzieci uczy się w kilku salach rozrzuconych na osadzie. Nauczycielstwo boryka się z trudnościami. Następny obywatel wysuwa znów dalej idący projekt: elektryfikacja, bo bez niej trudno jest mówić o życiu kulturalno-oświatowym. No. radio należy w tych warunkach do rzadkości. Inny znów mówi: “Jest w Połańcu około 50 krawców, którzy nie mogą doczekać się na założenie spółdzielni”. Przysłuchujący się rozmowie listonosz i równocześnie komendant straży pożarnej nie wytrzymał i także zabrał głos. “Remiza strażacka się wali. Potrzebne są fundusze na remont. Nie mamy nawet ręcznej syreny alarmowej. Jak pożar, to trzeba bić na alarm w dzwony kościelne. Wprawdzie ks. proboszcz Zbroja nie robi trudności, ale jak może być straż bez syreny?” Widzę, że bardzo mu zależy na syrenie.
“Jak z planowym skupem i podatkami?” – pada moje pytanie. “Nie mamy żadnych zaległości” – mówi przewodniczący Gminnej Rady.
Ktoś dowcipnie dodaje: “Nie mają u nas na co chłopi wydawać pieniędzy, bo w Połańcu niewiele kupi, a do miasta daleko, więc też najwygodniej jest zanieść pieniądze na podatki”.
Gdy wyszliśmy z lokalu Gminnej Rady Narodowej pokazano mi, w którym to miejscu stał pod Połańcem ze swoim wojskiem Tadeusz Kościuszko, pokazano wieś Podskale, gdzie mieściła się jego kwatera i gdzie niewątpliwie w dniu 7 maja 1794 r. urodził się słynny Uniwersał Połaniecki.
Od mojego pobytu w Połańcu upłynęło kilka miesięcy. Most zreperowany, studnia przy izbie porodowej wykopana, Ośrodek Zdrowia uruchomiony. Na razie przyjmuje tylko dentystę, ale jest zapewnienie, że będzie i lekarz medycyny. Kredyty na remont remizy strażackiej są przyznane, syrena alarmowa jest, spółdzielnia krawców organizuje się. W sprawie szkoły zarysowują się pewne konkretne możliwości.
Tylko ani rusz nie mogę im pomóc z tą drogą i elektryfikacją. Wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach ob. Wychowaniec odpisał, że “budowę drogi Połaniec – Rytwiany przewiduje się poczynając od 1956 r. w odcinkach 3-5 km rocznie”.
Wprawdzie tempo budowy drogi nie zapowiada się błyskawicznie, ale zawsze jakaś nadzieja jest. Całkiem źle z elektryfikacją, zwłaszcza, że i ja mam wyrzuty sumienia.
Było tak. W lutym br. była u mnie w Warszawie delegacja mieszkańców Połańca, z którą wspólnie załatwiliśmy w Ministerstwie Oświaty sprawy szkoły. “Muszę Wam, ob. Pośle, zdradzić nasz sekret” – mówi do mnie ob. Machnicki. “Jeden Centralnych Zarządów Przemysłowych w Stalinogrodzie zaoferował się dostarczyć bezpłatnie do Połańca kompletne urządzenie małej elektrowni, która stała nieczynna w Poznańskiem. Przed wyjazdem do stolicy otrzymaliśmy depeszę, że maszyny są już w drodze. Nie bardzo się nam chce w to wierzyć, czy to aby możliwe?”.
Przyznam się, że i ja trochę pokręciłem głową. A tymczasem maszyny do Połańca przyjechały. Jak orzekli znawcy, po uruchomieniu ich można by zelektryfikować cztery gminy. Brak jednak słupów impregnowanych i instalacji.
Gminna Rada pisze do Wojewódzkiej Rady Narodowej, ta znów pisze do Centralnego Zarządu Elektryfikacji Wsi w Warszawie. Oczywiście i poseł winien pomóc.
Centralny Zarząd Elektryfikacji Wsi wyjaśnia, że pisma z Kielc wprawdzie nie otrzymał, ale właściwie sprawa nie należy do niego, bo oni tylko mają roboty zaplanowane. O słupy i instalacje należy się zwrócić do PKPG. Jeśli chodzi o meritum sprawy, to wydaje się ono wątpliwe. Prąd będzie się drożej kalkulował niż w sieci państwowej.
Będą trudności w uzyskaniu paliwa do motoru, będą trudności z remontami, więc powstanie niezadowolenie i rozgoryczenie wśród ludności. Ja o wszystkim doniosłem do Gminnej Rady Narodowej w Połańcu i mam wątpliwości, czy postąpiłem dobrze.
Czy rzeczywiście Centralny Zarząd Elektryfikacji Wsi ma rację? List mój zgasi zapał i godną poparcia oddolną inicjatywę połanieckich obywateli może położyć. Ludność się zniechęci, maszyny, które nadeszły, będą stały nieczynne i niszczały. Tymczasem w połanieckich chałupach i trzech okolicznych gminach będzie w długie jesienne i zimowe wieczory ciemno i, a co za tym idzie i w głowach będzie się przejaśniać.
Uchwały II Zjazdu, wielka praca, jaką nasze Państwo Ludowe wkłada w rozwój wsi, jest rękojmią, że “wielkie kłopoty małego Połańca” staną na porządku obrad Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku.
Bardzo dziękuję za kolejny bardzo ciekawy artykuł. Z wielkim zachwytem przy kawie przeczytałem i jestem zachwycony, że takie perełki autor wynajduje i udostępnia na łamach tego portalu. Mam nadzieję, że kiedyś poznam całą redakcję i będziemy mogli wspólnie podyskutować na temat historii Połańca.