Minęło 70 lat od pierwszej powojennej wizyty posła Jana Frankowskiego (1912-1976) w Połańcu. Co zobaczył wracając do miasta po 30 latach? Jakie wrażenie wywarł na nim Połaniec w 1953 roku? Czy odnalazł miejsca znane z dzieciństwa? W jednym z poprzednich artykułów na portalu przybliżyłem Państwu reportaż z pobytu posła Frankowskiego w Połańcu w sierpniu 1954 roku. Parlamentarzysta na żywo zapoznał się z ówczesnymi problemami połańczan. Dziś zapraszam do lektury kolejnej, jeszcze wcześniejszej relacji, w której Jan Frankowski opisywał swoje wrażenia z podróży i pobytu w naszym mieście. Jak wyglądała wówczas infrastruktura Połańca? W jakich warunkach żyli jego mieszkańcy? I wreszcie – czy poseł Frankowski, poruszony ich losem, podjął jakieś działania, by im pomóc? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie Państwo w artykule ponizej. Zapraszam do lektury.
* * *
Połaniec, 1953 r.
Było to latem 1953 r. Wybrałem się na wiec do Połańca, który w myślach naszych wiąże się zawsze z historycznym Uniwersałem Połanieckim Tadeusza Kościuszki. Droga nie była łatwa. Już od Sandomierza, jadąc w stronę Koprzywnicy zaczęły się wyboje. Pomyślałem, że gdy wiozą tą samą drogą ludzi chorych do szpitala w Sandomierzu, nie wpływa to chyba dodatnio na stan ich zdrowia.
Za Osiekiem skończyła się szosa i trzeba było jechać polną drogą, poprzez wyboje i kałuże. W końcu jednak znalazłem się w Połańcu. Ostatni razy byłem w nim przed blisko 30 laty. Trzeba przyznać, że zmian nie dostrzegłem żadnych. Tylko ludzie albo się postarzeli, albo podrośli. Ktoś mi nawet rzekł, że Tadeusz Kościuszko, gdyby żył, także nie dostrzegłby (po 160 latach) w Połańcu większych zmian. Na wiec przyszła duża gromada ludzi. Mówiłem o sytuacji międzynarodowej, mówiłem o osiągnięciach. Kiedy przeszedłem na ten drugi temat, dostrzegłem, że słuchacze jakoś “oziębli” i zainteresowanie słabnie. Zrozumiałem, że wielkie osiągnięcia Polski Ludowej są dla nich odległe, no bo przecież, skoro tak wiele się w Polsce buduje, to dlaczego u nich tego, chociażby w jakimś nikłym procencie bezpośrednio nie widać. Zacząłem wtedy mówić, że nie możemy od razu zlikwidować wiekowego zacofania. Polska Ludowa jednak stwarza warunki dla rozwoju inicjatywy, pochodzącej od samego społeczeństwa. Musimy się wspólnie zabrać do tego, aby i w Połańcu były zmiany na lepsze. Zebrała się nas później gromadka Gminnej Radzie Narodowej. Zacząłem spisywać rejestr najpilniejszych potrzeb.
Straż Pożarna potrzebuje ręczną syrenę, nową motopompę, remontu remizy. Izba porodowa, która doskonale funkcjonuje pod kierownictwem ob. Grelewskiej żali się, że brakuje studni. Trzeba nosić wodę aż z rzeki. Ktoś inny zwraca uwagę na konieczność naprawy mostu na rzece Czarnej. Przydałby się również lekarz medycyny i lekarz dentysta – dorzuca dalszy rozmówca. Rejestr stale się zwiększa. Chcą, aby uruchomić usługowy punkt krawiecki, spółdzielnię metalową. Inni proszą o budowę drogi na odcinku Rytwiany – Połaniec, aby można uzyskać połączenie autobusowe. Znalazł się taki, który wspomniał o konieczności elektryfikacji, bo przecież przy tych naftowych “kopciuszkach” trudno mówić o rozwoju kultury, czy oświaty. Wspominają również, że przydałby się nowy budynek szkolny.
Zabrałem się do roboty po powrocie do Warszawy. Główny Komendant Straży Pożarnych ob. J. Kwiatkowski pomógł i strażacy otrzymali syrenę ręczną i motopomp. Przyrzeczono wówczas uruchomić kredyty na remont remizy strażackiej, w międzyczasie też remont ukończono. Kierownik Wydziału Zdrowia w Sandomierzu dr Z. Białek znalazł w budżecie pieniądze na budowę studni dla izby porodowej. Wojewódzki Wydział Zdrowia w Kielcach pomógł również i przysłał urządzenie dla ambulatorium dentystycznego. Dobry przykład dał ob. Grelewski, syn wspomnianej już kierowniczki izby porodowej, który skończywszy studia we Wrocławiu zdecydował się powrócić do rodzinnego Połańca i objąć stanowisko lekarza-dentysty. Trudniej znacznie szło ze znalezieniem lekarza medycyny, mimo że Gminna Rada Narodowa szybko postawiła do dyspozycji odpowiednie dla niego mieszkanie. W połowie października br. jednak osiedlił się na stałe w Połańcu dr Z. Patroś. Ówczesny Minister Drobnego Przemysłu i Rzemiosła nie zdziwił się wcale, kiedy do niego zapukałem w sprawie tak drobnej, jak punkt krawiecki. Pomógł w jego uruchomieniu. Most również został zreperowany. Pomyślałem, że przynajmniej część programu została wykonana, dzięki inicjatywie ludności – jak wynika z powyższego – niezwykle życzliwemu stanowisku naszych władz państwowych. Największe utrapienie – to ta elektryfikacja.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale było to z początkiem 1954 roku: odwiedzili mnie w Warszawie przedstawiciele Gminnej Rady Narodowej z Połańca. Przyjechali w spawie budowy szkoły i rozmówiliśmy się na ten temat wspólnie w Min. Oświaty z dyr. Departamentu inwestycyjnego ob. R. Szymanko. Sekretarz Gminnej Rady Narodowej ob. Machnicki wspomniał przy okazji pobytu w Warszawie, że jakiś Centralny Zarząd gotów jest ofiarować kompletne urządzenie elektrowni. Nie bardzo zwracałem na to uwagę. Przyszedł jednak niezadługo list, że urządzenia są już na miejscu, w Połańcu, tylko brak słupów, przewodów, instalacji itd. Centralny Zarząd Elektryfikacji Wsi odmówił jednak pomocy i w ogóle tłumaczył, że to przecież nie mieści się w planie, poza tym w ogóle nie warto uruchamiać małej elektrowni, gdyż za drogo będzie się kalkulowało.
Postanowiono więc dołączyć Połaniec do sieci wysokiego napięcia, której najbliższy punkt znajduje się w odległych o 12 km Rytwianach. Za trudne to jednak było zadanie dla jednego przedsiębiorstwa, nastawionego zresztą na inny rodzaj prac. Znaleźli się chętni do pomocy. Zjechaliśmy się na naradę do Kielc. W imieniu Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetycznego zobowiązał się zbudować niskie napięcie dyr. Michalski z Radomia. Przedsiębiorstwo Budowy Sieci Elektrycznych z Krakowa, reprezentowane przez dyrektora Fularę, zadeklarowało gotowość wybudowania wysokiego napięcia. Kierownik Wydziału Rolnictwa WRN ob. Wrona notował te zobowiązania, ale równocześnie do mnie szeptem mówił:
– Obywatelu pośle, skąd weźmiemy pieniądze. Przecież my w budżecie na ten cel nie mamy kredytów. Z tego wszystkiego nic nie wyjdzie.
Uspokajałem jak mogłem mego rozmówcę choć przyznam, sam nie bardzo wiedziałem, jak wybrniemy z tego wszystkiego. Jednak… wiceminister Rolnictwa ob. Jaworski i dyr. Departamentu Planowania ob. Bertold “wyskrobali” 460 tys. zł kredytów, a z góry zastrzegli się, że nie chcą absolutnie nic słyszeć o zaopatrzeniu materiałowym. Szybkość, z jaką Min. Rolnictwa załatwiło przyznanie dodatkowych kredytów, dodała mi bodźca w przeświadczeniu, że przecież cała ta akcja musi się udać, skoro władze darzą ją poparciem.
W końcu oficjalne pismo dotarło do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach.
Zaczęły się prace w terenie. Przedsiębiorstwa rozpoczęły budowę wysokiego, a następnie niskiego napięcia w oparciu o własną bazę materiałową. W sierpniu 1954 r. byłem kilka dni na wczasach w Połańcu i widziałem, z jaką ochotą ludność kopała rowy pod słupy, czy też deklarowała furmanki, celem przywiezienia potrzebnych materiałów. Byli jednak i tacy, którzy ciągle kiwali głowami i uporczywie twierdzili, że z tego wszystkiego nic nie wyjdzie. W miarę, jak na rynku w coraz to większych ilościach gromadzono sprzęt – pesymizm ten zanikał. Ludność Połańca wykazała wiele inicjatywy, sama dała duży wkład pracy. Polska Ludowa chętnie poparła potrzeby historycznego Połańca.
Dziś na ulicach Połańca i w części domów pali się światło. Kiedy początkowo zapalono je na rynku, zbiegły się gromady dzieci. Odezwały się w Połańcu dwa radioodbiorniki i wieczorami w tych domach zaczęła gromadzić się ludność. Niebawem zacznie przybywać tych radioodbiorników coraz więcej. Montuje się sieć w celu uruchomienia radiowęzła i zainstalowania w domach głośników dla tych, których będzie stać na własny radioodbiornik.
Kilka dni temu na tydzień przed wyborami do rad narodowych miała się odbyć w Połańcu uroczystość przekazania gromadzie urządzeń elektryfikacyjnych. W bardzo wielu domach będzie już światło. Jeśli chodzi o pozostałe prace, to będą one trwać aż do zakończenia akcji, to jest do chwili, kiedy to w każdym domu żarówka elektryczna zastąpi naftowego “kopciucha”. Nawet dawni pesymiści wierzą, że tak będzie. Dzięki własnej zaradności, inicjatywie ludności, którą umiała pokierować Gminna Rada Narodowa i Komitet Elektryfikacji Połańca z ob. Chętko na czele – Połaniec otrzymał elektryczność. Pomogli robotnicy i inżynierowie przedsiębiorstw, które podjęły się zadania. Rozumieli oni, że w ten sposób najlepiej zadokumentują zrozumienie istoty sojuszu robotniczo-chłopskiego. Nie tylko słowami, ale konkretnym czynem.
Ta oddolna inicjatywa spotkała się ze zrozumieniem czynników rządowych tak jak wiele innych inicjatyw podejmowanych przez ludność.W niedługim czasie mam znów pojawić się w Połańcu. Myślę, że ludność będzie chętnie słuchała nie tylko o sytuacji międzynarodowej, ale również i o naszych planach ogólnogospodarczych, jak i dotychczasowych osiągnięciach. W Połańcu bowiem zaszły zmiany. W Połańcu, po upływie półtora roku widać również poważne osiągnięcia, niezbite dowody. Pozostaje niezałatwiona sprawa szkoły i budowy drogi. Będzie to, obok innych spraw, jak np. założenie spółdzielni metalowej – dalszy etap wspólnego programu.
Materiał źródłowy
* * *
Powyższy artykuł opowiedział o zaangażowaniu posła Jana Frankowskiego w rozwój Połańca w latach 50. XX wieku. Frankowski, widząc trudne warunki życia mieszkańców, podjął szereg inicjatyw, które miały na celu poprawę ich sytuacji. Dzięki jego staraniom udało się m.in. zelektryfikować Połaniec, wybudować studnię dla izby porodowej, uruchomić punkt krawiecki, wyremontować remizę i most. Reportaż ten doskonale pokazuje znaczenie oddolnej inicjatywy i zaangażowania w sprawy społeczne. Poseł Frankowski, choć nie pochodził z Połańca, zauważył problemy mieszkańców i postanowił im pomóc. Jego działania, w połączeniu z zaangażowaniem lokalnej społeczności, przyniosły realne korzyści. Historia ta udowadnia, że indywidualne osoby, współpracując z władzami, mogą wpływać na pozytywne zmiany w swoim otoczeniu.
Myślę, że wielu mieszkańców Połańca, podobnie jak ja, życzyłoby sobie, abyśmy kiedyś mieli w sejmie swojego posła, który z takim samym zaangażowaniem jak dr Jan Frankowski walczyłby o nasze lokalne sprawy, rozumiejąc potrzeby mieszkańców i skutecznie zabiegając o realizację inwestycji niezbędnych dla rozwoju naszej “małej ojczyzny”. Ktoś, kto byłby głosem Połańca na forum krajowym i dbał o to, by nasze miasto nie było pomijane przy podziale środków i podejmowaniu ważnych decyzji.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku.
Sądzę że również dziś w obecnych czasach Połańcowi potrzebny taki parlamentarzysta opiekun który by wsparł władze samorządowe w ich staraniach. Taki który spotkałby się że społeczeństwem, miejscowymi władzami, zapytał o ich potrzeby, obawy, a może nawet otwarł tu w Połańcu swoje biuro.