Najazd Mongołów na Polskę w 1241 roku to jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii naszego kraju. W powszechnej świadomości utrwalił się przede wszystkim obraz klęski pod Legnicą, jednakże wcześniej doszło do szeregu innych starć, w tym do mało znanej, lecz ważnej bitwy pod Turskiem Wielkim z 13 lutego 1241 roku. Była to krwawa i dramatyczna konfrontacja, w której polscy rycerze stawili czoła hordom tatarskim dowodzonym przez Bajdara. W styczniu 1241 r. armia mongolska przekracza granice Polski, siejąc spustoszenie i śmierć. Jednym z miejsc, które staje na drodze najeźdźców, jest gród w Połańcu, usytuowany w strategicznym miejscu nad Wisłą. Mimo że źródła pisane milczą na temat przebiegu walk o gród połaniecki, to wykopaliska archeologiczne odsłaniają dramatyczną historię bohaterskiej obrony i tragicznego losu jego mieszkańców.
Informacje o tym wydarzeniu czerpane są głównie z kroniki Jana Długosza. Według niego, po spustoszeniu ziemi sandomierskiej i zdobyciu grodu w Połańcu, Mongołowie rozbili obóz pod Turskiem Wielkim. Niniejszy artykuł to nie tylko opis bitwy, ale również podróż po współczesnych badaniach archeologicznych. Dowiesz się o najnowszych odkryciach w Zamczysku Turskim, które mogą rzucić nowe światło na lokalizację starcia. Czy uda się w końcu rozwiązać zagadkę miejsca bitwy? Materiał rzuci również światło na strategiczne tło najazdu. Dowiesz się, że Polska była jedynie pionkiem w grze a cel Mongołów był inny. Odkryj zapomniane karty historii, poznaj bohaterstwo obrońców i tragizm tamtych dni. Miłej lektury.
Dlaczego zima? Tajemnica wyboru momentu inwazji mongolskiej
Krajobraz Polski w lutym 1241 roku pokryty był białym puchem. Mróz ścinał rzeki, a śnieżyce zasnuwały horyzont. Właśnie w tym czasie, pozornie niesprzyjającym do działań wojennych, na ziemie polskie wkroczyły hordy mongolskie. Czy wybór zimy na inwazję był przypadkowy? Nic bardziej mylnego. Za tą decyzją kryje się przemyślana strategia i zimna kalkulacja. Zamarznięte rzeki, które latem stanowiłyby naturalną barierę, zimą stały się łatwym do pokonania szlakiem. Mongołowie, zamiast tracić czas i zasoby na budowę mostów, mogli po prostu przemieszczać się po lodzie. Śnieżyce zaś, tak częste w tamtych czasach, skutecznie maskowały ruchy najeźdźców, utrudniając Polakom wykrycie nadciągającego zagrożenia. Przyzwyczajeni do surowego klimatu stepowego, mongolscy wojownicy i ich konie znacznie lepiej znosili zimowe warunki niż mieszkańcy ziem polskich. Mróz i śnieg nie był dla nich przeszkodą, a wręcz przeciwnie – stanowił sprzymierzeńca w walce. Dodatkowo, zamarznięta ziemia ułatwiała przemieszczanie się kawalerii, która stanowi główną siłę uderzeniową armii mongolskiej. Warto również pamiętać, że Mongołowie nie pojawili się w Polsce znienacka. Już w 1240 roku mongolscy zwiadowcy penetrowali teren, rozpoznając ukształtowanie terenu, grody i wsie, szacując potencjalne łupy i liczbę przyszłych niewolników. Zima dawała im dodatkową osłonę i utrudniała Polakom wykrycie ich działalności. Wybór zimy na inwazję był więc celowym posunięciem, dającym im szereg korzyści taktycznych i logistycznych.
Strategiczne tło najazdu mongolskiego
Najazd mongolski na Polskę w 1241 roku, zapisany krwawymi zgłoskami w historii, był jedynie akcją pomocniczą, mającą na celu odwrócenie uwagi od głównego celu Batu-chana, wnuka Czyngis-chana – podboju Węgier. Tatarzy, mistrzowie strategii i planowania, doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jakie dla ich planów stanowił Bolesław Wstydliwy, książę krakowski i sandomierski, a zarazem zięć węgierskiego króla Beli IV. Związany węzłem małżeńskim z Kingą, córką Beli IV, Bolesław Wstydliwy stanowił potencjalne źródło wsparcia dla Węgier. Aby temu zapobiec, Batu-chan postanowił zneutralizować księcia Bolesława, angażując jego siły w walki obronne na własnym terytorium. Już w grudniu 1240 roku, tuż po zdobyciu Kijowa, Mongołowie przeprowadzili głęboki rekonesans na terenie Małopolski, docierając aż do Raciborza na Śląsku. W styczniu 1241 roku ruszyła ofensywa. Uderzenie na księstwo sandomierskie miało na celu sparaliżowanie sił Bolesława i uniemożliwienie mu udzielenia pomocy Węgrom.
Walczyć czy się poddać? Dramatyczne wybory w obliczu najazdu
Hordy Batu-chana siały postrach i zniszczenie, a miasta stawały przed dramatycznym wyborem: poddać się i liczyć na łaskę najeźdźców, czy walczyć do końca, ryzykując śmiercią w razie klęski. Tatarzy rozróżniali dwa rodzaje miast: “dobre” – poddające się bez walki, oraz “złe” – stawiające opór. Połaniec, sądząc po znaleziskach archeologicznych, należał do tej drugiej kategorii. Ślady walki, odkryte przez archeologów, świadczą o tym, że mieszkańcy naszego miasta wybrali opór, nawet wobec przytłaczającej przewagi wroga. Znalezione groty strzał, szczątki broni i ludzkie szkielety noszące ślady ran bojowych ilustrują zażartość walk i okrucieństwo najeźdźców.
Co skłoniło mieszkańców Połańca do tak heroicznego oporu? Być może świadomość okrucieństwa najeźdźców, którzy słynęli z bezlitosnego mordowania ludności miast stawiających opór. Być może nadzieja na odsiecz lub wiara w możliwość obrony swojej miejscowości. A może po prostu duma i niezgoda na poddaństwo? Bez względu na motywacje, mieszkańcy Połańca zapisali się na kartach historii jako bohaterowie, którzy nie ulękli się wobec przeważających sił wroga i bronili swojego miasta do końca.
Sandomierz, kluczowy ośrodek władzy w regionie, stał się głównym celem Mongołów. Jego zdobycie i przekształcenie w bazę wypadową miało otworzyć drogę do dalszych podbojów w centralnej Polsce. Oblężenie i zdobycie Sandomierza 13 lutego 1241 roku, połączone z masakrą mieszkańców, wstrząsnęło krajem. Wieści o zbliżaniu się Mongołów do Krakowa skłoniły wojewodę krakowskiego Włodzimierza, sprawującego władzę w imieniu Henryka Pobożnego i Bolesława Wstydliwego, do zwołania pospolitego ruszenia. Zebrał on rycerstwo w Kalinie koło Miechowa, gotując się do obrony stolicy. Widząc mobilizację Polaków, Mongołowie odstąpili od Krakowa i skierowali się z powrotem na wschód, przez Połaniec do Sandomierza. Wycofanie się najeźdźców zachęciło wojewodę Włodzimierza do podjęcia pościgu. Mimo że pod jego komendą znajdowała się jedynie część zmobilizowanych sił, ruszył on za Tatarami, rozpoczynając tym samym serię starć, które miały wkrótce doprowadzić do tragicznej bitwy pod Turskiem Wielkim, a następnie Legnicą.
Tragiczny los grodu nad Wisłą
Dokładny przebieg zniszczenia Połańca przez Mongołów pozostaje nieznany. Historycy nie dysponują szczegółowymi danymi na ten temat, a badania archeologiczne dostarczają jedynie fragmentarycznych informacji. Gród, położony w strategicznym miejscu nad Wisłą, stanowił naturalną przeszkodę dla najeźdźców.
Po dotarciu do Połańca, Mongołowie znani ze swego okrucieństwa, przypuścili gwałtowny atak i po krótkiej, ale zaciętej walce zdobyli gród, paląc go i mordując mieszkańców. Los, jaki spotkał połańczan, był tragiczny. Tatarzy, wierni swojej brutalnej taktyce, po spaleniu grodu, część mieszkańców wzięli do niewoli lub zabili. Ślady pożaru, odkryte podczas wykopalisk archeologicznych, potwierdzają ten smutny obraz. W warstwach ziemi znajdowały się spalone fragmenty drewna, ceramiki, a nawet ludzkie szczątki. Co ciekawe, nie odnaleziono żadnych militariów z XIII wieku, które można by powiązać z rycerstwem polskim. Może to sugerować, że Polacy byli słabiej wyposażeni od Mongołów.
Te ciche świadectwa przeszłości mówią nam o skali zniszczenia i cierpienia, jakie spadły na naszych przodków. Po zdobyciu i spaleniu grodu, Tatarzy ruszyli dalej, rozbijając obóz pod Turskiem Wielkim. To właśnie tam doszło do słynnej bitwy z rycerstwem polskim .
Szarża rycerzy i pułapka pozorowanego odwrotu
Źródła historyczne nie podają dokładnej lokalizacji bitwy. Wiadomo jednak, że była to walka w otwartym polu, w której polscy rycerze ponieśli ciężkie straty. Szacuje się, że pole bitwy mogło znajdować się w okolicach dzisiejszego Turska Wielkiego lub Turska Małego. Jak wyglądała bitwa? Rycerze podeszli pod obóz tatarski skrycie, niczym wilki skradające się do ofiary. Szybko i sprawnie formując szyki, ruszyli stępa w kierunku niczego niespodziewających się Mongołów. Nawet konie zdawały się rozumieć powagę sytuacji, poruszając się bezszelestnie, jakby chciały utrzymać atak w tajemnicy do ostatniej chwili. Dopiero przyspieszenie do kłusa zaalarmowało wroga. Gwizdy dowódców poderwały mongolskich wojowników, którzy w pośpiechu wskakiwali na konie, formując się w tzw. hezary. Lecz było już za późno. Polscy rycerze ruszyli galopem. Pochyliwszy włócznie, z impetem wbili się w szeregi Mongołów, którzy nie zdążyli jeszcze zakończyć formowania szyków. Setki wrogów padły na ziemię, strącone z koni celnymi pchnięciami. Włócznie, wielokrotnie używane i doskonale znane rycerzom, siały spustoszenie w szeregach wroga.
Nic nie mogło powstrzymać szarży polskiej kawalerii. Z okrzykami bojowymi na ustach, rycerze parli naprzód, siekąc wrogów w indywidualnych starciach. Pole bitwy zamieniło się w wir walki, gdy coraz więcej Mongołów wkraczało do boju. Po pół godzinie zaciekłej walki, miecze i topory rycerzy zbierały krwawe żniwo. Polacy posyłali na ziemię kolejnych wrogów, a mongolskie konie biegały bez jeźdźców. W końcu Mongołowie nie wytrzymali naporu i rzucili się do ucieczki.
Rycerze, nieświadomi podstępów wroga niestety nie ruszyli w pościg. Na placu we wsi pozostał cały tabor mongolski, przepełniony jeńcami i zrabowanym dobrem. Zdobycz padła łupem zwycięzców. Część rycerzy rzuciła się uwalniać jeńców, inni zaczęli plądrować wozy wypełnione łupami. Zwycięstwo zdawało się być w zasięgu ręki na zadanie mongołom ostatecznego ciosu. Niestety, zamiast kontynuować pościg za uciekającym wrogiem, Polacy ulegli żądzy łupów. Po uwolnieniu jeńców, skupili się na plądrowaniu taborów i grabieniu bogactw, zaniedbując tym samym najważniejsze zadanie. Ten błąd miał fatalne konsekwencje. Mongołowie, wykorzystując chwilę wytchnienia, zdołali się przegrupować i uporządkować szyki. Stosując podstępną taktykę pozorowanego odwrotu wkrótce ruszyli do kontrataku. Zaskoczeni i rozproszeni Polacy nie byli w stanie stawić czoła zorganizowanej sile wroga, który zdołał rozerwać szyk bojowy Polaków. Tatarzy w ponownym uderzeniu rozgromili wojsko polskie. Mimo poniesionych strat Mongołowie odnieśli zwycięstwo. Polacy ponieśli ciężkie straty, a wojewoda Włodzimierz poległ w bitwie pod Chmielnikiem kilka tygodni później.
Bitwa pod Turskiem była jedną z pierwszych bitew stoczonych przez Polaków z Mongołami na otwartym polu. Ukazała ona pełnię mongolskiego kunsztu wojennego. Najeźdźcy dysponowali nie tylko imponującą siłą militarną, ale również wyjątkowo skuteczną taktyką, opartą na mobilności, zdyscyplinowaniu i elemencie zaskoczenia. Klęska pod Turskiem, a następnie pod Chmielnikiem i Legnicą, znacznie osłabiła Polskę i opóźniła proces zjednoczenia kraju. Co więcej, bitwa pod Turskiem miała strategiczne znaczenie dla losów całej Europy. Opóźniając mongolski marsz na zachód, dała ona cenny czas innym państwom na przygotowanie się do obrony.
Archeologiczne świadectwa krwawej rzezi
Wykopaliska archeologiczne prowadzone na terenie grodziska w Połańcu w latach 80. XX wieku odsłoniły wstrząsające świadectwa zaciętości walk, jakie stoczyli jego obrońcy z najeźdźcami mongolskimi w 1241 roku. Zbadano teren grodziska z XII-XIII wieku w Winnicy, osadzie przygrodowej oraz osadzie wczesnośredniowiecznej na Winnej Górze. Sam winnicki gród miał charakter strażnicy, o czym świadczą liczne militaria znajdowane na grodzisku, w szczególności te związane z bohaterską obroną grodu. Znaleziska takie jak ludzkie kości noszące ślady urazów, groty strzał, bełty kusz, fragmenty mieczy i innego uzbrojenia pozwalają niemalże dotknąć historii i w żywy sposób wyobrazić sobie dramaturgię tamtych wydarzeń.
Odkryte kości ludzkie świadczą o ogromnej liczbie ofiar wśród obrońców grodu. Wiele z nich nosiło ślady ran zadanych bronią białą i miotaną, co potwierdza relacje źródeł pisanych o zaciętości walk o Połaniec. Znalezione groty strzał i bełty kusz ukazują skalę użycia broni dystansowej w obronie grodu. Z kolei fragmenty mieczy i innego uzbrojenia pozwalają nam lepiej zrozumieć, jakiego rodzaju broni używali polscy wojownicy w walce z najeźdźcami. Te ciche świadectwa przeszłości rzucają również nowe światło na przebieg bitwy pod Turskiem Wielkim, do której doszło w krótkim czasie po zdobyciu Połańca. Fakt, że Tatarzy rozłożyli obóz pod Turskiem wraz z jeńcami z Połańca, sugeruje, że byli oni wyczerpani walką o gród i potrzebowali odpoczynku. To mogło dać Polakom pewną przewagę taktyczną, którą niestety nie udało im się wykorzystać.
Nowe odkrycia w poszukiwaniu pola bitwy
Bitwa pod Turskiem z 1241 roku wciąż spędza sen z powiek historyków. Źródła pisane nie precyzują miejsca starcia, a od późnego średniowiecza istnieją dwie miejscowości o tej nazwie: Tursko Wielkie i Tursko Małe. Jan Długosz wskazywał na Tursko Wielkie w gminie Osiek, ale ostatecznego dowodu brakowało. Być może zagadkę rozwiążą niedawne badania archeologiczne na terenie tzw. Zamczyska Turskiego.
Jak donosi portal Onet.pl, w latach 2022-2023 archeolodzy odkryli tam militaria, które mogą pochodzić z XIII-wiecznych najazdów mongolskich lub mongolsko-ruskich na ziemię sandomierską. Wśród znalezisk znalazły się: fragmenty brązowej głowicy buławy, 12 grotów strzał z trzpieniami, 2 groty strzał lub bełtów z kusz. Głowica buławy, należąca do typu popularnego w Europie Wschodniej i na Rusi, nosi ślady uszkodzeń, prawdopodobnie powstałych w wyniku uderzenia. Znalezione groty strzał również odpowiadają typom używanym w XIII wieku, w tym grotom przeciwpancernym zdolnym przebić kolczugę. Podobne groty odkryto wcześniej w Sandomierzu i Zawichostu-Trójcy.
Niestety, jak zaznaczają badacze, znaleziska nie dają jednoznacznej odpowiedzi, czy pochodzą z bitwy z 1241 roku, czy z późniejszych wydarzeń, jak odwrót wojsk mongolskich pod dowództwem chana Telebogi w latach 1287-1288. Wskazuje to na złożoność dziejów tego miejsca i możliwość wielokrotnego wykorzystania go w celach obronnych. Zaskakujący jest brak militariów, które można by przypisać polskim rycerzom. Być może znajdują się one w innej, jeszcze niezbadanej części stanowiska archeologicznego? A może pola bitwy rozciągały się poza obrębem Zamczyska?
Czy Zamczysko Turskie kryje jeszcze inne sekrety? Dalsze prace archeologiczne, w tym analiza rozmieszczenia znalezisk i badania geofizyczne, być może pomogą w końcu rozwikłać zagadkę bitwy pod Turskiem i rzucić nowe światło na historię regionu. Odkrycie miejsca bitwy miałoby ogromne znaczenie dla naszej wiedzy o taktyce wojskowej stosowanej w średniowieczu oraz o przebiegu walk z najeźdźcami mongolskimi.
Echo bitwy w kronikach chińskich
Bitwa pod Turskiem i zniszczenie Połańca to wydarzenia, które na stałe wpisały się w historię Polski. Choć początkowo bitwa zakończyła się sukcesem Polaków, ostatecznie okazała się klęską. Zapamiętana została przez obie strony. Świadczą o tym m.in. informacje zawarte w kronikach chińskich, gdzie bitwa odnotowana została jako starcie pod „Tuli – sseko”. Dowodzi to, że była to dla Mongołów ciężka przeprawa, okupiona dużymi stratami. W Tursku Wielkim znajduje się głaz z tablicą pamiątkową. O bitwie pod Turskiem wspominają również inne źródła, choć są one mniej szczegółowe. Kronika Wielkopolska i Rocznik kapituły gnieźnieńskiej informują o zniszczeniu ziemi sandomierskiej i zdobyciu Połańca, ale nie podają szczegółów bitwy. V katalog biskupów krakowskich wymienia starcie pod miejscowością „Thursko”. Relacja C. de Bridii mówi o klęsce Polaków z księstwa krakowskiego i sandomierskiego, którzy “opanowani przez próżność” zaniedbali walkę i ponieśli klęskę. Rocznik kapituły krakowskiej również wspomina o klęsce rycerzy krakowskich z powodu chęci zdobycia łupów.
Strategia, bohaterstwo i tragizm
Najazd zimowy 1241 roku, choć z pozoru chaotyczny i brutalny, był w rzeczywistości starannie zaplanowaną operacją dywersyjną. Jego celem było nie tyle zdobycie i utrzymanie terytorium, co związanie walką sił polskich i uniemożliwienie im wsparcia Węgier. W tym kontekście tragiczne wydarzenia w Sandomierzu i Połańcu późniejsze bitwy, w tym ta pod Turskiem Wielkim czy Legnicą, jawią się jako element większej strategicznej układanki, w której Polska stała się ofiarą geopolitycznych rozgrywek potężnego imperium mongolskiego.
Bitwa, choć często pomijana w podręcznikach historii, była ważnym epizodem w dziejach Polski. Stanowiła ona jeden z pierwszych aktów oporu przeciwko mongolskiej inwazji. Pokazała ona zarówno bohaterstwo polskich rycerzy, jak i zgubne skutki braku dyscypliny i żądzy bogactwa. Mimo to, ich determinacja w obronie ojczyzny zasługuje na najwyższe uznanie. Archeologiczne świadectwa z Połańca przypominają nam o ich bohaterstwie i poświęceniu. Mimo że gród został zdobyty i zniszczony, to pamięć o jego obrońcach powinna trwać.
Historia przywołana przeze mnie w powyższym artykule, w myśl zasady “ocalić od zapomnienia” to przypomnienie, że nawet w obliczu zwycięstwa, nie można zapominać o ostrożności i dyscyplinie. Chwila nieuwagi i pogoń za zyskiem mogą przerodzić się w klęskę. Badania archeologiczne prowadzone w okolicach Turska Wielkiego mogą w przyszłości rzucić nowe światło na to wydarzenie i pomóc w pełniejszym zrozumieniu historii walk z najazdem mongolskim. Odkrywanie przeszłości pozwala nam lepiej zrozumieć teraźniejszość i budować przyszłość w oparciu o wartości, które kształtowały naszą tożsamość przez wieki. Pamięć o tych wydarzeniach jest ważna nie tylko dla historii Połańca i Polski, ale również dla całej Europy, która w XIII wieku stanęła wobec bezprecedensowego zagrożenia ze strony mongolskiego imperium.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku.