
Tadeusz Kościuszko, bohater walk o niepodległość Polski i Stanów Zjednoczonych, pozostawił po sobie ślad w wielu miejscach na terenie naszego kraju. Jego przybycie do Połańca nastąpiło w strategicznym momencie insurekcji, gdy dążył do uzyskania poparcia wśród różnych warstw polskiego społeczeństwa, szczególnie chłopstwa, którego udział uważał za kluczowy dla sukcesu militarnego. Wiosną 1794 roku, po zwycięskiej bitwie pod Racławicami, Tadeusz Kościuszko wraz ze swoimi oddziałami dotarł do Połańca. Wybór tego miejsca, położonego nad Wisłą, był podyktowany względami strategicznymi. Połaniec stanowił ważny punkt, umożliwiający kontrolowanie przeprawy przez rzekę i bronienie jej przed wojskami rosyjskimi. Kościuszko liczył również na połączenie się w tym miejscu z dywizją generała Grochowskiego.
Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie p. Wiesław, który napisał do mnie wiadomość e-mail z zapytaniem, czy w Połańcu znajdują się zachowane materialne pamiątki po pobycie Tadeusza Kościuszki, w szczególności połaniecki fotel (krzesło), na którym miał siedzieć Kościuszko w 1794 roku i kindżał, jaki podarował gospodarzom przed wymarszem. A w geście uznania, użył diamentu ze swojego pierścienia, aby wyryć swoje inicjały “T.K.” na jednej z szyb domu.
Aby rzucić światło na intrygujące kwestie związane z pamiątkami po Tadeuszu Kościuszce w Połańcu, sięgnę do artykułu zatytułowanego „Pamiątki po Kościuszce winny być zabezpieczone”, opublikowanego pod redakcją Zygmunta Augustyńskiego przez K. Rolla w codziennej „Gazecie Ludowej” z 2 lutego 1947 roku. Ten cenny materiał uzupełnię również o relacje i wspomnienia mieszkańców Połańca, którzy przekazywali z pokolenia na pokolenie opowieści o pamiątkach pozostawionych przez Naczelnika.
Czy uda nam się wspólnie rozwikłać zagadkę dalszych losów tych artefaktów? Czy odnajdziemy ślady, które pozwolą nam na pełniejsze zrozumienie ich historii i znaczenia dla lokalnej społeczności? Zapraszam Państwa do lektury artykułu, który ma na celu przybliżenie tajemnic połanieckich pamiątek po Tadeuszu Kościuszce oraz zachęcenie do refleksji nad znaczeniem dziedzictwa narodowego w lokalnym kontekście.
* * *
Warszawa, 2 lutego 1947 r.
Wydany w ostatnich dniach 1947 roku przez Główny Komitet Roku Kościuszkowskiego „Katalog Wystawy” wykazuje, jak mało pamiątek po Kościuszce zostało. Z mebli z pamięcią Jego związanych były na Wystawie – w dobrym stanie zachowane biurko i komódka przez Franka do siedziby jego w Krzeszowicach przeniesione, z których w dniach przewrotu wykradziono szuflady. (Apel skierowany do nieznanego sprawcy o zwrot został bez skutku).
W słynnym Połańcu był jeszcze przed sześćdziesięcioma laty (1887 r. przyp red.) w skarbcu kościoła parafialnego fotel, pamiątka po Kościuszce. Oto jest historia fotela:
Szymon Jungiewicz, młody mieszczanin połaniecki wykradł piękną żydówkę z pobliskiego Staszowa, ożenił się z nią i zamieszkał we własnym domu na przedmieściu Żapniów. Po jego śmierci pozostała wdowa gościła w tym domu w roku 1794 na kwaterze zwycięzcę po Racławicach.
Fotel, na którym siadywał On z pietyzmem przechowywała rodzina, a prawnuk Tekli Jungiewiczowej, Michał Murczkiewicz ofiarował go do skarbca kościelnego. W roku 1889, gdy pożar zniszczył znaczną część miasteczka Połańca, pastwą ognia padł i kościół. Spłonęły przechowywane w skarbcu kościelnym nieocenionej wagi dokumenty i księgi z XV, XVI i dalszych wieków oraz cenne obrazy cechowe. Wśród uratowanych przedmiotów znalazł się też ów fotel, wyniesiony z płomieni przez brata proboszcza Aleksandra Knothe.
Na marginesie pragnąłbym poddać pod rozwagę sfer zainteresowanych, czy nie należałoby przystąpić do inwentaryzacji pamiątek po Kościuszce, gdzie by się one znajdywały w kraju, czy za granicą. Apel mój by pamiątki złożone przez p. Ratomską, prawnuczkę po bracie ciotecznym Tadeusza znajdujące się w rękach osób tam wymienionych złożone zostały w Muzeum Narodowym, minął niestety bez echa.
W ostatniej chwili donosi mi proboszcz kościoła w Połańcu, że w pożarze w r. 1889 spłonął i ów fotel. Wiadomość ta o tyle jest nieścisłą, że relacja, iż wówczas został uratowany, jest prawdą. A więc gdzie się on znajduje?
K. Rollc
Materiał źródłowy
* * *

Tadeusz Kościuszko przybył do Połańca w maju 1794 roku, w trakcie Insurekcji Kościuszkowskiej. Jego pobyt w mieście, choć krótki, miał znaczący wpływ na losy powstania. To właśnie w naszym mieście, 7 maja 1794 roku ogłosił Uniwersał Połaniecki, jeden z najważniejszych aktów prawnych powstania. Jedną z najciekawszych, a zarazem najbardziej tajemniczych pamiątek po Tadeuszu Kościuszce w Połańcu miał być fotel, na którym miał on siedzieć podczas swojego pobytu. Niestety, losy fotela są niejasne i owiane wieloma sprzecznościami. Według jednej z wersji spłonął w pożarze kościoła w 1889 roku. Inne źródła podają, że został uratowany z pożaru i przekazany do Muzeum Kieleckiego w 1909 roku, gdzie zaginął.
Historia fotela jest niewątpliwie związana z rodziną Jungiewiczów. Szymon Jungiewicz, młody mieszczanin połaniecki, poślubił neofitkę Teklę z pobliskiego Staszowa. Młodzi zamieszkali na Żapniowie. Tekla (tak na marginesie – nosiła takie samo imię jak matka Kościuszki – Tekla z Ratomskich Kościuszkowa) po śmierci Szymona Jungiewicza (żołnierza wojska polskiego) mieszkała ze swoim synem Stanisławem. Córka Stanisława – Teresa – wyszła następnie za mąż za Dominika Murczkiewicza. Syn Dominika i Teresy – Michał Murczkiewicz – był ostatnim właścicielem majątku. Tadeusz Kościuszko, który zatrzymał się w Połańcu w 1794 roku, przebywał w folwarku w Żapniowie. Tam miał wygrawerować swoje inicjały na szybie. A kiedy opuszczał po kilkunastu dniach Połaniec podarował gospodyni prawdziwe korale (ponoć 11 sznurów). Gospodarz zaś otrzymał ozdobny kindżał (rodzaj długiego noża lub sztyletu). Większość czasu Kościuszko miał spędzać w altance w sadzie koło kapliczki św. Mikołaja, siedząc na fotelu obitym świńską skórą. Potomek Tekli, Michał Murczkiewicz, przekazał ów fotel i szybę do kościoła św. Marcina w 1888 roku. Rok później brat ks. Apolinarego Knothe (późniejszy prof. Seminarium w Sandomierzu) – Aleksander – uratował te przedmioty z płonącego kościoła 12 czerwca 1889 roku. W 1909 r. zostały przekazane do Muzeum Kieleckiego, gdzie zaginęły. Aleksander Knothe był ojcem Bronisława i Stanisława przedwojennego właściciela majątku Ruszcza Dolna.

Kolejna historia pochodzi od Pani Marii Pląder (z domu Warchałowska), która była prawnuczką Tekli Jungiewiczowej. Rodzina Jungiewiczów, posiadająca majątek w Żapniowie, serdecznie przyjęła Kościuszkę. Mimo zaproszenia do dworku Naczelnik wolał spędzać czas w ogrodowej altanie, jednak regularnie korzystał z gościnności stołu Murczkiewiczów, gdzie serwowano mu wyśmienite posiłki. Tradycja rodzinna głosi, że w salonie Murczkiewiczów, przy dużym stole, Tadeusz Kościuszko nie tylko spożywał posiłki, ale także pracował nad ważnymi dokumentami. To właśnie tam, przy współpracy z Hugonem Kołłątajem, miał być redagowany Uniwersał Połaniecki. Zadowolony z gościny, opuszczając Połaniec, Kościuszko obdarował gospodarzy cennymi prezentami. Tekla Jungiewiczowa otrzymała sznur prawdziwych korali, a jej mąż ozdobny kindżał. Naczelnik pozostawił również swój autograf, wyryty sygnetem na szybie kredensu, który stał się rodzinną pamiątką. Pamiątki związane z pobytem Kościuszki w Żapniowie były pieczołowicie przechowywane przez rodzinę Murczkiewiczów. Z czasem, dla lepszej ochrony, trafiły do kościoła parafialnego w Połańcu. Choć szybka z autografem zaginęła, to uratowano po pożarze krzesło, na którym siadywał Kościuszko. W 1909 roku trafiło do Muzeum Narodowego w Kielcach.
Kazimierz Warchałowski z kolei przytoczył następującą legendę. Otóż na pamiątkę pobytu w domu na Żapniowie, Naczelnik wyrył na jednej z szyb okiennych, brylantem z sygnetu, swoje inicjały “T.K”. Ten gest miał symbolizować trwałe zapamiętanie pobytu oraz szacunek dla gościnności i wsparcia, jakie otrzymał od lokalnej społeczności. Rodzina Jungiewiczów, a później Murczkiewiczów, przez wiele lat przechowywała szybę, która była uważana za cenną pamiątkę i dziedzictwo rodziny. Według akt kurialnych przekazanych przez ks. Wawrzyńca Sieka, ówczesnego wikariusza połanieckiego, szyba wraz z fotelem została przekazana ks. Apolinaremu Knothe do kościoła św. Marcina w 1888 r. Była przechowywana na strychu kościoła, jednak w tragicznym pożarze z dnia 12 kwietnia 1889 r. szyba miała ulec zniszczeniu wraz z nieocenionej wagi dokumentami i księgami z XV, XVI w. oraz cennymi obrazami cechowymi. Wydarzenie spowodowało utratę tego unikalnego przedmiotu, który miał bezcenne znaczenie dla lokalnej historii oraz jako świadectwo pobytu Tadeusza Kościuszki w Żapniowie. Wedle innego przekazu brat ks. Apolinarego Knothe, Aleksander Knothe miał uratować z płonącego kościoła szybę i wraz z fotelem innymi ocalałymi przedmiotami przekazać je do Muzeum Kieleckiego w 1909 r. Niestety dalsze losy depozytu nie są znane.

W tym miejscu warto również przywołać wypowiedź Władysława Majewskiego, którego babka (”świętej dobroci kobieta”) opowiadała mu w dzieciństwie jak nosiła rozkazy Kościuszki do obozu na „Bataliach” na wzgórzu. – Bo Kościuszko “stał” w domu dziadów i chociaż proponowano mu inne kwatery – nie chciał. To był jego ulubiony domek. – mówi Majewski. – Wyjeżdżając, zostawił pamiątkę: podpis sygnetem na szybie. W późniejszych latach szyba pękła, na trzy kawałki się rozprysła, ale i tak znaleźli się tacy, co ją z pietyzmem pozbierali, skleili do muzeum wzięli. Gdzie się teraz znajduje? Abo to człowiek może wszystko spamiętać? […] Siadywał wódz naczelny w wygodnym i ulubionym fotelu i popadał w zadumę, a później pisał coś pośpiesznie, szybko dobrze zaostrzonym gęsim piórem. Babka właśnie dbała, aby owych instrumentów pisarskich nie brakło, więc ptaszyska niezbyt opierzone gęgały na podwórzu. Szło tych piór, na Uniwersał, moc wielka.
Na zakończenie przytoczę jeszcze relację pani Lucyny Górskiej, z którą w 1967 r. rozmawiał redaktor “Dziennika Łódzkiego”: – Ale to nic, ja panu wszystko powiem – uspokaja pani Lucyna – bo to jest tak… Tam, gdzie teraz mieszka Kosowicz, na Podskalu, była posiadłość moich pradziadów i dziadków. Możemy iść, zobaczyć… […] Tu stał dom dziadka – kontynuuje pani Górska – ale w tamtych czasach mieszkała w nim jego teściowa Tekla Jungiewiczówna. I właśnie kiedy Kościuszko szedł na batalię, przechowywał się w tej starej chałupinie. […] Opowiadał mi dziadek, że podobno pewnego razu jak naczelnik tu mieszkał, przyjechali Kozacy tropiący Kościuszkę. Ten – a nosił się wtedy po chłopsku – niewiele myśląc wyszedł na podwórze i że akurat gospodarze wyrzucali z obory gnój, zaczął im pomagać w tej robocie. I tak ocalał… […]. Opuszczając Połaniec Kościuszko zostawił Michałowi Murczkiewiczowi kindżał, a jego żonie korale. Ostatecznie korale dostała od babci moja mama. Kiedyś, będąc dzieckiem, wyjęłam je z komody i… zgubiłam gdzieś na podwórzu. Pamiętam to dobrze, bo ojciec nie żałował wtedy paska.
Artykuł redaktora Rollca z 1947 roku uświadamia nam, jak wiele bezcennych pamiątek po Kościuszce mogło przepaść bezpowrotnie. Tym bardziej powinniśmy doceniać te, które przetrwały w pamięci mieszkańców i lokalnych przekazach, nawet jeśli ich materialne istnienie pozostaje niepotwierdzone. Co jednak stało się z fotelem, kindżałem i innymi pamiątkami pozostawionymi przez Kościuszkę? Podobnie jak wiele artefaktów historycznych związanych z ważnymi wydarzeniami, zniknęły one na przestrzeni wieków, pozostawiając po sobie jedynie tradycję ustną i pisemne wzmianki o jego istnieniu. Zniknięcie tych przedmiotów nie jest niezwykłe w kontekście historii Polski, która była naznaczona inwazjami, okupacjami i zakłóceniami, które doprowadziły do utraty lub zniszczenia niezliczonych artefaktów historycznych. Wojny, pożary, przeniesienia i zwykłe zaniedbanie przyczyniły się do ubytku kultury materialnej na przestrzeni wieków. W niektórych przypadkach, samo znaczenie przedmiotów prowadziło do ich utraty – wartościowe lub znaczące obiekty mogły być rabowane podczas konfliktów lub przywłaszczane przez kolekcjonerów bez względu na ich kontekst historyczny. Czy krzesło, szyba, kindżał zostały utracone poprzez takie dramatyczne okoliczności, czy po prostu rozpadły się w naturalnych procesach, pozostaje niejasne.
W związku z bardzo dużym znaczeniem postaci Naczelnika dla historii Polski, a zwłaszcza dla Połańca, postanowiłem skontaktować się pisemnie z Muzeum Narodowym w Kielcach. Chciałem uzyskać informacje na temat ewentualnych pamiątek związanych z Kościuszką i przekazanych tej instytucji przez mieszkańców Połańca, które mogą znajdować się w ich zbiorach, bądź znajdowały. Do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi. Niemniej jednak, z pewnością wrócę do tego tematu, jak tylko otrzymam odpowiedź, która pozwoli mi poszerzyć wiedzę na ten temat.

A co z kindżałem, kilkukrotnie wspomnianym w artykule, jakim miał Kościuszko obdarować gospodarza? Kindżał to tradycyjna broń biała, pochodząca z kręgu kultury kaukaskiej, pojawił się w Rzeczypospolitej za sprawą kontaktów z Imperium Osmańskim i Tatarami. W kontekście obozu w Połańcu, gdzie służyli kosynierzy i kawalerzyści, obecność kindżałów wśród ekwipunku wojskowego była prawdopodobna. Szlachta, do której należał Kościuszko, często posiadała bogato zdobione kindżały, będące nie tylko bronią, ale i symbolem statusu społecznego, męstwa i honoru. Wśród szlachty popularne były kindżały z rękojeściami wykonanymi z kości słoniowej, ozdobione perłami lub drogimi kamieniami. Często noszono je przy pasie, jako element stroju. Brak jednak bezpośrednich szczegółowych informacji o takim darze w źródłach dotyczących Połańca sugeruje, że ewentualna historia kindżału mogła powstać w późniejszej tradycji ustnej, łączącej ogólną wiedzę o uzbrojeniu epoki z lokalnym kultem Kościuszki i miała symbolizować wdzięczność Naczelnika za gościnę.
Warto zauważyć, że w kulturze szlacheckiej obdarowywanie bronią było gestem honorowym, stąd późniejsze pokolenia mogły przypisać Kościuszce taki czyn, wzmacniając więź między narodowym bohaterem a lokalną społecznością. Nawet jeśli kindżał nigdy nie zostanie odnaleziony, to historia o nim przypomina nam o tym, że Tadeusz Kościuszko był nie tylko wybitnym dowódcą, ale i człowiekiem, który cenił sobie lojalność, oddanie i pomoc, jakich doświadczył od mieszkańców Połańca. Do czasu odkrycia nowych źródeł, legenda o kindżale pozostaje ważnym świadectwem pamięci o Kościuszce w Połańcu, ilustrując trwałość więzi między historycznymi wydarzeniami a lokalną tożsamością.
Być może Państwo, podobnie jak pan Wiesław – którego serdecznie pozdrawiam – interesujecie się historią i posiadacie jakąś wiedzę na temat powyżej wspomnianych eksponatów lub też w Waszych rodzinach przekazywane są opowieści o pamiątkach, dokumentach lub przedmiotach, które w jakiś sposób łączą się z Insurekcją Kościuszkowską lub okresem, gdy Tadeusz Kościuszko przebywał w Połańcu? Będę wdzięczny za każdą informację, która mogłaby rzucić nowe światło na tę fascynującą część naszej historii i uzupełnić wiedzę o tamtych czasach. Każda, nawet najdrobniejsza informacja, może być cennym elementem układanki, która pozwoli nam lepiej zrozumieć historię Połańca i jego związek z Tadeuszem Kościuszką.
Choć losy fotela (krzesła) i innych pamiątek pozostają póki co owiane tajemnicą, pamięć o Naczelniku jest wciąż żywa w sercach mieszkańców miasta i gminy. Artefakty dołączają w ten sposób do innych “nieobecnych relikwii” polskiej historii, fizycznych obiektów, które być może już nie istnieją, ale nadal wywierają wpływ poprzez swoje zapamiętane znaczenie. Wierzę, że dalsze badania archiwalne, historyczne śledztwa lub szczęśliwe odkrycia rzucą nowe światło na te tajemnice. Niezależnie jednak od tego, czy kiedykolwiek uda się odnaleźć zagubione pamiątki, dziedzictwo Tadeusza Kościuszki w Połańcu pozostanie niezachwiane. Pamięć o Kościuszce jest pielęgnowana przez kolejne pokolenia mieszkańców Połańca, a jego idee wolności, równości i sprawiedliwości społecznej pozostają aktualne i inspirujące również dziś. Coroczne obchody rocznicowe i inicjatywy edukacyjne przypominają o jego zasługach dla narodu.
Łukasz Orłowski.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku.