Obraz historyczny z czasów pobytu Zygmunta III w Połańcu

Zygmunt III Waza na portrecie pędzla Szymona Boguszowicza

Pogodnym rankiem jesieni, na równinach pod Wiślicą Żółkiewski stanął z całą swą siłą na popis przed królem i w pochód przeciwko rebeliantom. Kilkanaście tysięcy jazdy doborowej, kilka tysięcy piechoty, kilkanaście dział, składały to wojsko świetne i w wielkiej karności trzymane.

Król Zygmunt III nie bez wewnętrznego wzruszenia, po błogosławieństwie odebranym w kościele, siadł na konia, otoczony przedniejszymi urzędnikami swego dworu. Milczeli wszyscy, pochód ten był pogonią naprzeciw zbuntowanej braci. W szeregach jej nie jeden, ale tysiące miało rodzonych swych pokrewnych, sprzymierzonych.

– Na swoich nam iść każą! Dla ich kłótni, że się jednemu chciało starostwa, a drugiemu kasztelaństwa i nie dostali ich, my się zabijać mamy, brat brata!.

Z tej niechęci do rozlewu krwi bratniej, rodziły się mimo woli wątpliwości, czy król miał słuszność, lub ci, co swobód narodu bronili.

Kto tu walkę podżegał? Jedni myśleli, że dysydenci, drudzy, że OO. jezuici, których kilku jechało konno tuż za królem.

Wojsko posuwało się niezbyt pośpiesznie ku Połańcowi w tropy za rokoszanami.

Wszyscy dowódcy byli tego zdania, że raz z nimi skończyć trzeba.

Trzeciego dnia królewscy stanęli w Połańcu. Znaleziono dla króla dwór i wyporządzono go jako tako, reszta leżała w polu, a noce zimne już były. Tutaj przybył do króla z listem dworzanin księcia Ostrogskiego, który jak wszystkim wiadomo było, brał na siebie rolę pośrednika. W obozie rokoszan nakłaniał do zgody z królem, przy królu tłumaczył rokoszan i namawiał do układów.

W liście tym donosił królowi, że rokoszanie gotowi byli na warunki się układać i godzili się na zjazd w Iwaniskach lub w Osieku, na który by z obu stron zjechało po czterech senatorów i tyluż ze stanu rycerskiego, z nie większym pocztem nad dwóchset ludzi.

Król przystał na to, lecz zażądał, aby zamiast Osieka wyznaczono Koprzywnicę. Ta powolność Zygmunta, czy jakieś nowe rachuby zniewoliły Zebrzydowskiego do zwleczenia tych układów, a nazajutrz uznano w propozycjach króla obrazę majestatu rokoszowego.

A zatem nie było nic z tego.

Tymczasem rotmistrz Włodek, wysłany na podjazd przez Żółkiewskiego, nadbiegł z wiadomością, że rokoszanie spod Sandomierza wyciągają i na wszystkie strony gońców o posiłki wyprawiają.

Na tę wiadomość dano wojsku rozkazy pośpiesznego pochodu. Teraz już istna pogoń następowała. Rokoszanie z pośpiechem nadzwyczajnym uchodzili ku Wiśle. Ale rotmistrz Włodek, który ze Szczypiorym i częścią swych kopijników przednią straż tworzył, dał znać Żółkiewskiemu, że Zebrzydowski, Stadnicki i Radziwiłł pod Janowcem ustawili się jak do boju i czekali.

Źródło: Gazeta “Wielkopolanin”, Poznań, nr 171 z 27 lipca 1888 r.