Za oknem pejzaż wielkiej budowy. Olbrzymia elektrownia już wkrótce ma dać krajowi dodatkowe megawaty, a niewielkiej osadzie nad Wisłą, być może, szansę powrotu od dawnego znaczenia. Jan Zawadzki, przewodniczący tutejszej związkowej rady koordynacyjnej, nie ukrywa, te jeśli po trzystu latach Połaniec na powrót stanie się miastem, to będzie to przede wszystkim zasługa ich, budowniczych elektrowni.
“ZNAKI ZAPYTANIA”
Tekst: Andrzej Piątek
Nowiny, nr 224, Rzeszów, 30 września 1978 r.
Dla nich zbudowano tutaj osiedle, z dala od centrum i od placu budowy. Tworzą tam własną społeczność, uważają się za mieszkańców osady, ale tych nowych, po części z wyboru. Życie kulturalne zaczęło się tutaj tworzyć nie dawno i prawie od zera. Powstał klub „Bartosz”, który już teraz pęka w szwach. Na ukończeniu jest obszerny budynek socjalny, w którym znalazło się miejsce na salę widowiskową wraz ze sceną, fakt, ta niewielką i trochę ni przypiął, ni przyłatał, ale to już wina architektów. Ten stoi zresztą nie na osiedlu, lecz bliżej placu budowy.
Jest jeszcze jeden klub. Mieści się również w pobliżu przyszłej elektrowni, w jednym z baraczków, w których mieszkają junacy z miejscowej bazy OHP. W środku telewizor, prasa, parę stolików. Po sąsiedzku można tu przyjść, poczytać, obejrzeć telewizję.
I to na razie wszystko.
Przewodniczący Jan Zawadzki przyrzeka, że minie parę miesięcy i budowlani będą się mogli pochwalić jeszcze dwoma klubami, takimi jak “Bartosz”. Wiele inicjatywy wykazuje młodzież z ZSMP. “Bartosz” powstał dzięki niej właśnie. Barwne stoliki z prętów zbrojeniowych zrobili chłopcy na warsztacie, rzecz jasna po godzinach; deski pokryte korą z pni drzew (na oryginalną “boazerię” dał gratis zaprzyjaźniony tartak), resztę wykonali w czynie młodzi murarze, elektrycy, stolarze. Klub otwarto w marcu, wystarczył na to niespełna miesiąc.
Jego kierowniczce, zarazem przewodniczącej Zarządu Zakładowego ZSMP, Krystynie Glicy marzy się organizowanie tutaj spotkań z ciekawymi ludźmi, marzą się dyskusje i wieczory poezji. Miejsce rzeczywiście miłe, chociaż już teraz ciasne. Wkrótce jednak powstanie drugi klub, w następnym bloku, prawie po sąsiedzku. Również pod patronatem ZSMP.
Wszystko to jednak niewiele, bo, jak przyznają miejscowi działacze, ambicje i aspiracje rosną, co dowodzi, że załoga powoli się stabilizuje, ludzie z zewnątrz myśleć już zaczynają po tutejszemu i wiązać się z Połańcem na stałe. Miasto zmienia charakter, okolica również. Synowie, dziś jeszcze gospodarujących rolników, już teraz patrzą w kierunku elektrowni i nie jest to bez znaczenia dla przyszłości tej gminy, niegdyś miasteczka, w pobliżu którego Naczelnik Kościuszko podpisał sławny Uniwersał. Przypomina o tym wydarzeniu nieduży kopiec nad Wisłą.
A kultura? Tak to się dziwnie plecie, te po dwustu bez mała latach doli i niedoli dopracowano się tutaj niedużej bilbioteki, równie niesporego kina no i w ostatnim jut czasie — GOK-u, który po prostu jest, bo być powinien. Gdy zostanie oddany wspomniany już budynek socjalny, myśli się przenieść tam Gminny Ośrodek Kultury. Być może mariaż ten wyzwoli dotąd ukryte możliwości, a Ewie Wołodźko i Konstantemu Staromłyńskiemu, tutejszym animatorom kultury, dopomoże w ich pracy.